niedziela, 24 listopada 2013

Statystyka trzecia.

Berenika.

Drugi dzień września, początek roku szkolnego i pierwszy dzień mojego stażu. Denerwuje się okropnie idąc w stronę hali rzeszowskiego piątego liceum, mieszczącego się przy ulicy Generała Jarosława Dąbrowskiego. Czym się denerwuje? Chociażby tym, że mam współpracować z mężczyznami, którzy uznają, że „baba” się nie nadaje do tej pracy albo tym, że czegoś nie będę umiała, wiedziała czy zrobię źle. Cała podenerwowana wchodzę do budynku liceum i idę w kierunku sali gimnastycznej. Przed jej wejściem stoi troje mężczyzn i o czymś debatuje. Z daleka poznaje, że to trener Developresu, jego asystent i statystyk. Im jestem bliżej, tym mam wrażenie, że zauważyli, iż idę i czekają na mnie, a kiedy jestem już przy drzwiach, tylko się w tym przekonaniu utwierdzam.
- Dzień dobry Berenika Pawłowska. Miałam się dziś zgłosić na staż.
- Właśnie czekaliśmy na panią. Marcin Wójtowicz, trener – mówi dość wysoki brunet na oko trzydziesto kilkuletni, podając mi prawą dłoń na przywitanie, którą lekko ściskam, po czym przedstawia po kolei swoich towarzyszy, z którymi się witam – To mój asystent Stanisław Pieczątka i statystyk Mateusz Urban.
Po prezentacji dwójka trenerów wchodzi do sali, a ja zostaje sama z statystykiem, który mi się bacznie przygląda.
- Dlaczego chcesz zostać statystykiem? – pyta po dłuższej chwili milczenia.
- Bo kocham siatkówkę, a skoro jej nie mogę trenować, to chce być blisko w inny sposób.
- Kontuzja?
- Tak, dość pechowa i początkowo nie do wykrycia.
- Doskonale cię rozumiem. Chociaż mnie to nie spotkało jednak się ich już całkiem sporo naoglądałem przez te parę lat mojej przygody z siatkówką. Ja byłem za niski, za mało skoczny i moja przygoda z siatkówką skończyła się po studiach. No, to chodź zapoznam cię z naszym sprzętem i zwyczajami.
Razem z Mateuszem poszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, które jak się okazuje wynajmują od szkoły i mieści się tu ich „mini biuro”. To tutaj rozpracowują przeciwników, szykują taktykę czy ma swój stół fizjoterapeuta. Uroki zaplecza Orlen Ligii i braku pieniędzy. Chociaż zespół z Rzeszowa na to narzekać nie może, bo dzięki męskiemu zespołowi i chęci stworzenia z stolicy Podkarpacia prawdziwej kolebki siatkówki zarówno w męskim jak i damskim wydaniu klub nie ma problemów z znalezieniem sponsorów. Stworzenie takiego królestwa siatkówki będzie nie lada wyzwaniem ponieważ to Częstochowa zawsze jest i była uważana za kolebkę siatkarską tyle, że ona jest głownie kojarzona z męską siatkówką. Pora na coś uniwersalnego, więc czemu nie Rzeszów, w którym tak bardzo kocha się siatkówkę. Mateusz okazał się całkiem miłym współpracownikiem, z którym w najbliższym okresie spędzę sporo czasu. Po krótkiej prezentacji moich obowiązków dostałam koszulkę i dres klubowy, jak również zostałam przedstawiona drużynie. Za tydzień wyjeżdżamy na pierwsze sparingi w ramach turnieju Fakro Cup, który będzie moim pierwszy poważnym sprawdzianem w terenie na którego już się cieszę.
Po trzech godzinach spędzonych na omawianiu szczegółów mojego stażu i pomocy w treningu w postaci podawania piłek, udaję się do kawiarni „Melodia” w której umówiłam się z Nikolą.
- Cześć, już jestem – mówię całując ją w policzek na przywitanie i siadam naprzeciwko niej.
- Twoja latte wystygła, a bita śmietana na szarlotce spłynęła, ale to norma jak się z tobą umawia nie wiedząc kiedy dokładnie przyjedziesz. Opowiadaj jak było pierwszego dnia?
- No super.
- A coś więcej?
- Ekstra.
- No spoko. Czyli, że jesteś podekscytowana i dopóki emocje nie opadną dowiem się tyle co nic. Michalina była zadowolona z prezentu urodzinowego. Ona rzeczywiście lubi tą całą Resovie ma plakaty i tak dalej.
- Lepiej, że się interesuje sportem niż stoi pod blokiem z nieciekawym towarzystwem.
- Ja się bardzo z tego powodu cieszę, a przy okazji ja coś na tym skorzystałam. Wizyta w jej pokoju dostarczyła mi całkiem ciekawych informacji.
- Jakich?
- Pamiętasz tego gościa z klubu co cię oblał drinkiem?
- Pamiętam aż za dobrze – odpowiadam biorąc do ręki filiżankę w celu napicia się kawy.
- No to wyobraź sobie, że to twój kolega po fachu, statystyk Resovii – Nikola wypala z bombą, a ja mało co się nie dławię napojem - Wiedziałam, że cię zaskoczę, ale z drugiej strony się zastanawiam jak mogłaś nie wiedzieć.
- Bardzo prosto nie interesuje się za bardzo męską siatkówką i mi takie informacje kto jest gdzie statystykiem nie są potrzebne.
- Powinnaś wiedzieć, bo może akuratnie dałoby się zahaczyć na stałe. Ciekawe czy ma takiego samego bzika na punkcie statystyki – mówi grzebiąc widelczykiem w swojej szarlotce, a ostatnie zdanie dopowiada z przekąsem.
- Spadaj – mówię pokazując jej język i zajmując się swoją szarlotką, która taka apetycznie prezentuje się na moim talerzyku.



Michał.

Chciałem spotkać się z Balbiną. Nie, nie po to, by prosić ją o wybaczenie; ani nie po to, by błagać o kolejną szansę bycia razem. Nie. Jeszcze tak nisko nie upadłem i nie taki był mój cel, bo przecież w gruncie rzeczy to z jej winy rozpadł się nasz związek, to ona go zakończyła, przekreślając jedną, wielką, grubą krechą wspólnie spędzone lata. Zupełnie jakby ten czas był dla niej czasem straconym; zupełnie jakby za pstryknięciem palców, to już nic dla niej nie znaczyło.
Siedziałem w naszej ulubionej rzeszowskiej kawiarence, w której do tej pory spędzaliśmy każdą wolną chwilę, i która - śmiało mogę powiedzieć – była takim naszym drugim domem. To tutaj snuliśmy po cichutku plany na przyszłość; to tutaj śmialiśmy się do łez z opowiadanych nowych kawałów i różnych anegdotek; to tutaj było nam tak dobrze, tak bezpiecznie, przytulnie i to tutaj czuliśmy się naprawdę swobodnie, bez jakichkolwiek ograniczeń… Kelnerki z obu zmian znały już nas na wylot i za każdym razem, kiedy tylko przekraczaliśmy próg lokalu, uśmiechały się serdecznie pytając, czy podać to, co zwykle. Na samo wspomnienie tych jakże miłych momentów, robi mi się cieplej na sercu; szkoda tylko, że takie sytuacje już prawdopodobnie nigdy nie będą miały miejsca…
Spóźniła się – jak zwykle zresztą. Usiadła po drugiej stronie stolika, stukała nerwowo czerwonymi tipsami po blacie i patrzyła na mnie wyczekująco, jakby za dwie minuty miał odjechać jej autobus miejski.
- Po co kazałeś mi tu przyjść? – odezwała się na dzień dobry.
- A może by się tak na początek przywitać?
- Nie mam czasu na jakieś duperele. – rzuciła obojętnym tonem, po czym ponowiła pytanie, widząc, że chcę przeciągnąć czas naszego spotkania, nie odpowiadając za pierwszym razem.
- Chciałem się z Tobą spotkać. Czy to takie dziwne? – odparłem spokojnym tonem.
- Dziwne, bo przypominam Ci, że już nic nas nie łączy.
- Wiem, ale…
- Ale? – wtrąciła.
- Jak będziesz co chwilę mi przerywać, to będziemy tu siedzieć do wieczora. – zwróciłem jej delikatnie uwagę. – Chciałem porozmawiać z Tobą.
- Chyba nie mamy o czym.
- Wręcz przeciwnie, mamy.
- Streszczaj się, Michał. Mam mało czasu. – oparła się wygodnie na krześle, założyła ręce na wysokości piersi i nastawiła uważnie uszu.
- No tak, wiecznie zapracowana i zabiegana Balbi… - westchnąłem głęboko z nikłym uśmiechem na twarzy, by po sekundzie wyrzucić z siebie to, co leżało mi na wątrobie. - Powiedz mi, gdzie się podziała ta dziewczyna, która zawróciła mi w głowie i zdobyła moje serce; która była miła, zwariowana, pełna wdzięku i prostoty? Gdzie jest ta kobieta, która podzielała moje plany na przyszłość; która chciała pojąć mnie za męża, zamieszkać w nowym domu z dużym ogrodem; która chciała mieć ze mną gromadkę dzieci? Gdzie się podziała ta Balbina, która niemal każdego dnia powtarzała, że nie widzi poza mną świata, że chce być ze mną zawsze, że jestem jej szczęściem i najukochańszym Misiem? Powiedz, gdzie?
- Dawna Balbina nie istnieje.
- Nie mogę uwierzyć, że tak z dnia na dzień zmieniłaś poglądy, podejście do życia… Nie mogę pojąć tego, że jakby za odjęciem różdżki, przestałaś mnie nagle kochać.
- To w końcu w to uwierz, Gogol! Nas już nie ma… Zakoduj to sobie w tym pustym łbie i daj mi spokój! – poderwała się z krzesełka by odejść, jednak mój szybki refleks jej na to nie pozwolił. Złapałem ją za nadgarstek i uniemożliwiłem niepożądane ruchy.
- Zaczekaj…
- Na co? Chyba wyjaśniliśmy sobie już wszystko.
- Mam jeszcze jedno jedyne, malutkie pytanie. – spojrzałem prosto w jej duże, niebieskie oczy; oczy, które do tej pory były moim bezchmurnym niebem i bezkresnym, prywatnym oceanem. Lubiłem topić w nich swój wzrok, lubiłem godzinami wpatrywać się w jej roześmiane tęczówki, które działały na mnie jak mocny narkotyk. Straciłem to wszystko i teraz został mi tylko żal. – Balbuś, powiedz mi, co zrobiłem źle, co się między nami stało? Co takiego ma on, a czego nie mam ja?
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Tak.
- Dobrze, sam tego chciałeś, powiem Ci o co chodzi. Nigdy nie miałeś dla mnie czasu, ciągle tylko treningi, mecze, wyjazdy; w domu to samo – analizy, schematy, tabelki, rysunki, liczenie punktów i oglądanie innych meczów w telewizji… Na Boga, ile można?!
- Ty też czasami przynosiłaś robotę do domu i ja nic nie mówiłem. Poza tym, to jest moja praca i do tej pory jakoś Ci to nie przeszkadzało.
- Tak, masz rację, czasami. – zaakcentowała dość dobitnie ten ostatni wyraz. – Ty robiłeś to notorycznie, zresztą, skończmy już ten żenujący temat! – podniosła się energicznie z miejsca i stanęła przede mną. – Pierścionek zaręczynowy pozwolę sobie zachować, bo mi się podoba; resztę prezentów i innych rzeczy spakuję i wyślę do Ciebie kurierem, bo i tak nie były dużo warte. Tobiasz kupi mi lepsze, droższe. Żegnaj, Michał. – oznajmiła mi na jednym wdechu, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła z kawiarni zostawiając mnie samego.
Trwałem w osłupieniu dobre dziesięć minut, zanim dotarło do mnie to, co długowłosa blondynka, dotychczas uchodząca za moją narzeczoną, do mnie powiedziała. Nie wierzę, że cały nasz związek traktowała z przymrużeniem oka, że zależało jej tylko na pieniądzach i bogactwie, a teraz absolutną winę zrzuca na mnie i moją pracę. Szczyt bezczelności, naprawdę! I w tym samym momencie, kiedy karciłem siebie samego w myślach za to, że nie zauważyłem wcześniej jej dziwnego zachowania, rozdzwonił się mój telefon. Wiceprezes.
- Dzień dobry Panie Bartoszu. – przywitałem się łagodnie, chcąc ukryć swe zdenerwowanie.
- Witaj Michale. Słuchaj, dzwonię do Ciebie, bo zupełnie znienacka wyniknęła pewna sprawa…
- Coś się stało? Raport z ostatniego meczu się nie zgadza?
- Nie, nie, sprawozdanie jest OK. Mam do Ciebie inną informację.
- No, to słucham.
- Developresi mają problem ze scoutami i zwrócili się do nas z prośbą, czy nie przyuczylibyśmy ich stażysty, bo nie bardzo może się odnaleźć w tych wszystkich nowych przepisach i programach… I poleciłem Ciebie, bo jesteś w tym najlepszy. Mam nadzieję, że się zgodzisz, oczywiście za dodatkową opłatą. – wyjaśnił.
- Jasne, nie ma sprawy, chętnie pomogę. Teraz i tak mam dużo wolnego czasu, także może Pan na mnie liczyć
- Świetnie, bardzo się cieszę i zaraz oddzwonię do Deve, a o wynagrodzeniu porozmawiamy później na spokojnie.
- Ale ja nie chcę za to żadnych pieniędzy, bez przesady. Niech to będzie po prostu pomoc kolegi po fachu. – uśmiechnąłem się sam do siebie i zakończyłem rozmowę z Górskim, po czym poprosiłem kelnerkę o dużą, białą kawę i kawałek szarlotki. Zdziwiła się, bo zwykle było to podwójne espresso i sernik - czas najwyższy to zmienić i zacząć życie od nowa.

***
Patex: Witamy po prawie dwumiesięcznej przerwie! Na swoje usprawiedliwienie mamy to, że Krysia miała w swoim życiu prywatnym parę ważnych spraw do załatwienia, a ja musiałam jej oczywiście pilnować.
Jeśli ta nasza nieobecność Was nie zraziła i nadal chcecie czytać przygody Bereniki i Michała, to będzie nam bardzo miło. :)

Kristen: Trochę nas tu nie było za sprawą moich ważnych spraw, które się zakończyły happy endem na całe szczęście ;) Teraz już powinnyśmy częściej publikować, ale wpisy będą nieregularne ponieważ mamy swoje solowe projekty i jakieś tam życie prywatne. Tak więc jeżeli jeszcze chcecie czytać i poznawać przygody Statystycznych będzie nam miło ;)