niedziela, 29 września 2013

Statystyka druga

Michał:

- To co, Sergiuszku, jeszcze jedna kolejka?
- Może być, ale już ostatnia, bo przecież jutro gramy mecz i musimy być w pełnej dyspozycji dla Kowala. – zgodził się, lecz upomniał palcem wskazującym.
- Dobra, to idę do baru, a Ty tu siedź i pilnuj naszego dobytku.
- Co nazywasz dobytkiem? Te dwie marne kurtki? – zakpił, opierając się wygodnie na małej sofie.
- Chociażby. – uśmiechnąłem się ironicznie i poszedłem po zamówienie. Muszę przyznać, że z każdą minutą ludzi w lokalu przybywało i pewnie gdybyśmy przyszli tu dopiero teraz, to nie mielibyśmy się nawet gdzie usiąść, nie mówiąc już o dopchaniu się po drinki!
- Słucham, co dla Pana? – zapytała niska, niebieskooka blondynka zza lady.
- Whisky z colą i lodem, dwa razy poproszę. – kiwnęła głową na potwierdzenie i oddaliła się w celu przygotowania trunków.
Czekałem oparty o blat i wystukiwałem palcami znaną mi melodię pewnego polskiego piosenkarza. Barmanka o filigranowej figurze postawiła przede mną dwie szklanki brązowego napoju i uśmiechnęła się zalotnie, trzepocząc przy tym swoimi długimi rzęsami. Swoją drogą, tyle razy tu przychodziłem z Ruszelem, a jeszcze nigdy wcześniej jej tu nie spotkałem. Może miała wtedy akurat wolne? A może jest nowo zatrudniona? Nie wiem. W każdym bądź razie, fajna z niej kobitka.
- Szkocka z colą i lodem, proszę bardzo.
- Dziękuję, dziękuję. Ile płacę?
- Dwadzieścia cztery złote. – zakomunikowała spokojnie.
- Już, momencik. – wyjąłem z tylnej kieszeni spodni portfel i położyłem na powierzchni długiego wysokiego stołu zaokrągloną wzwyż kwotę. – Reszty nie trzeba. – dodałem po chwili, jak na dżentelmena przystało.
Kąciki moich ust uniosły się delikatnie ku górze, a powieki niemal same prosiły się do puszczenia blond piękności perskiego oczka. Podziękowała ze szczerym uśmiechem na twarzy i schowała należność do kasetki. Chwyciłem w dłonie szklaneczki i gwałtownie odwróciłem się, by szybko znaleźć się przy swoim stoliku. Zakręciło mi się w głowie, niefortunnie stanąłem na prawej nodze i potknąłem się o jakieś krzesełko, efektem czego oblałem jakąś kobietę alkoholem.
- Jasna cholera, jak Pan łazisz?! – fuknęła ze złością.
- Przepraszam najmocniej, to było niechcący.
- Niechcący, to można sobie odciąć Internet! Boże, jak ja teraz wyglądam?! – ciskała gromami w moim kierunku.
- Ja pokryję wszystkie koszty… - zacząłem dukać, jakbym nagle zapomniał języka w gębie.
- Wie Pan, ile ta bluzka kosztowała?!
- Nie wiem, ale sądząc po Pani reakcji, zapewne dużo. – starałem się załagodzić sytuację, ale chyba nie najlepiej mi to wychodziło.
Staliśmy na środku pomieszczenia, ludzie skupiali swoje ciekawskie spojrzenie na nas, podśmiechując się pod nosem od czasu do czasu. No pięknie, zaraz cały Rzeszów będzie wiedział, że Gogol zaliczył wpadkę w klubie. Nieznajoma motała się jeszcze chwilę, wyzywając mnie od nieudacznika, łamagi i zapatrzonego w sobie gbura, a po chwili do dyskusji dołączyły, jak mniemam, jej koleżanki, które zrobiły taką aferę, jakby się co najmniej paliło i konieczna byłaby ewakuacja wszystkich gości z pubu.
- Pieprzony alkoholik! – rzuciła z obelgą jedna z jej współtowarzyszek.
- Ślepy kret! – dodała druga.
- Zaraz, zaraz, momencik! Przepraszam bardzo, ale dlaczego Panie zrzucają całą winę na mnie? Ta paniusia też mogła uważać i patrzeć jak idzie.
- A czy to ja jestem pijana i się zataczam pomiędzy stolikami? – brązowowłosa nie dawała za wygraną.
- Ja nie jestem pijany! – zaoponowałem.
- Widać. – bąknęła ruda z przekąsem.
- Dobra, załatwimy to inaczej. – kolejny raz w przeciągu tych kilku chwil wyjąłem ze spodni portfel. – Tyle wystarczy? – pomachałem dziewczynie przed oczami dwustuzłotowym banknotem. Spojrzała na mnie tym swoim sfrustrowanym wzrokiem, w gruncie rzeczy, będąc chyba trochę zaskoczoną. Dopiero teraz zauważyłem, że ma takie piękne, duże, brązowe oczy, w których można by zatonąć…
- Wystarczy. – ucięła krótko i wyrwała mi żółtawy wartościowy papierek z ręki. – Mam nadzieję, że to było nasze pierwsze i ostatnie spotkanie.
- I vice versa.
- Żegnam Pana ozięble. – rzuciła z prędkością światła, odwróciła się na pięcie i odeszła wraz ze swoimi kumpelkami. A ja? Poprosiłem blondyneczkę z baru, by posprzątała to pobojowisko, oczywiście za dodatkową opłatą, i wróciłem do mojego przyjaciela.
- Sergio, niestety ostatnią kolejkę będziesz pił sam, bo mój whiskacz wylądował na jakiejś kobiecie.



Berenika:

Powoli otwieram oczy i próbuje podnieść głowę z poduszki jednak nie odbywa się to bez potwornego bólu głowy jaki przeszywa moją czaszkę więc szybko wracam do poprzedniej pozycji. Kac morderca dziś mnie wybrał na swoją ofiarę. Po chwili dostosowania się do rzeczywistości zwlekam swoje skacowane ciało z łóżka i wlekę się do kuchni gdzie szybko zgarniam butelkę wody mineralnej, odkręcam butelkę i przysysam swoje usta do niej, a woda gasi moje pragnienie i suchość w ustach. Wczoraj za bardzo po świętowałam z moimi przyjaciółkami dostanie się na staż, a dziś dosłownie umieram. Że też dałam się im tak opić. Jednak jak ktoś ma tak słabą głowę jak ja to wiele nie trzeba i tak właśnie się kończy spożywanie alkoholu w nadmiernych ilościach. Wyciągam z mojej mini apteczki tabletkę przeciwbólową i szybko ją połykam popijając wodą. Razem z butelką wody wracam do pokoju gdzie z szafy wyciągam czystą bieliznę i dres. Wchodząc zauważam leżącą na krześle moją ukochaną miętową bluzeczkę, która została poplamiona whisky przez jakiegoś idiotę w barze. Wtedy jeszcze byłam w miarę trzeźwa i dobrze pamiętam całą sytuacje. Trochę za bardzo naskoczyły na niego Nikola z Wiką, a ja cóż dołączyłam do tego cyrku. Jednak jakby nie patrzeć należało mu się. Mógłby patrzeć jak chodzi to zawartość jego szklanki nie wylądowała by na mnie, a on nie stracił by dwustu złotych na mnie plus kasy na następnego drinka. No cóż to już nie mój problem, ale tej bluzki przeboleć nie mogę i pewnie już nie kupię takiej samej. Zrezygnowana zmierzam do łazienki wziąć prysznic. Jednak to mi nie jest dane, bo ktoś dzwoni do drzwi. Podchodzę do nich i przez judasza spoglądam kto stoi przed moimi drzwiami. No tak nie kto inny jak skowronek Nikola więc otwieram drzwi.
- No witam panią statystyk – mówi wchodząc do mieszkania kiedy jej otworzyłam drzwi.
- Dzięki za tytuł. Nie masz co robić tylko nawiedzać mnie z rana? – mówię zamykając drzwi i idąc za nią do kuchni.
- Tak się składa, że nie. Berka słuchaj jest sprawa. Potrzebuje twojej rady na zakupach, bo chce kupić mojej bratanicy coś na urodziny. Michalina trenuje siatkówkę i jest kibicem tej całej naszej miejscowej drużyny męskiej w której swoją drogą niezłe ciasteczka grają. Pomyślałam, że może coś w siatkarskim stylu tyle, że ja się na tym nie znam kompletnie i może byś mi pomogła.
- Ale co jej chcesz kupić?
- No nie wiem przecież to ty trenowałaś.
- Ok, coś wymyśle. Kiedy chcesz iść na te zakupy?
- Teraz, zaraz, bo muszę mieć to na jutro.
- W porę Nika sobie przypomniałaś, że nie masz prezentu. Dopiero co wstałam, nic nie jadłam i mam kaca. Poza tym o 17 muszę być w domu, bo się umówiłam z Kubą na rozmowę przez Skype.
- Spokojnie odstawie cię przed czasem. Zbieraj się, a ja ci zrobię śniadanie, a kawę kupimy w Galerii Rzeszów żeby cię postawić na nogi i nie tracić czasu. Wychodzimy za półgodziny.

Po trzech godzinach łażenia po galerii w końcu kupiłyśmy prezent dla młodej środkowej bloku. Nikola odwiozła mnie do domu po wspólnym obiedzie jaki zjadłyśmy razem z jej narzeczonym Arturem, a teraz siedzę w salonie i czekam aż uruchomi się laptop. Nie rozmawiałam z moim narzeczonym od dwóch tygodni ponieważ baza nie miała łączności. Teraz ją przywrócili i w końcu będziemy mogli się zobaczyć. Mój laptop jest gotowy do pracy więc loguje się na Skype, a po chwili dzwonie do Kuby, który chwilę później odbiera moje połączenie.
- Cześć Berka – mówi kiedy zauważa mnie na ekranie, a jego cudownie niebieskie oczęta mimo złej jakości kamery tak pięknie jak zawsze uśmiechają się do mnie, tylko do mnie. Wygląda na zmęczonego, ale jest cały i zdrowy.
- Cześć Miśku jak ci tam?
- Średnio dobrze i dużo bym dał za to żeby być w Rzeszowie. Opowiadaj jak było na tej rozmowie o staż, przyjęli cię?
- Zjadłam mnóstwo nerwów, bo bałam się, że mnie nie przyjmą, ale cóż udało się. Prezes przyjął mnie na staż.
- Mówiłem, że tak będzie?! – mówi wyraźnie się ożywiając, a na jego twarzy pojawia się jeszcze większy uśmiech - Gratuluje Mała.
- Jakbym bardzo chciała żebyś tu był. Żebyś ze mną świętował mały sukcesik. Kubuś ja z tobą strasznie tęsknie.
- Ja też bym chciał, bo też cholernie tęsknie. Życie tutaj jest życiem z dnia na dzień. Mimo, że skreślam dni do końca misji to one wcale nie ubywają. Mam wrażenie, że przybywają, ciągną się sto razy dłużej. Tylko ten fakt, że jesteś w Polsce i czekasz na mnie powoduje, że jeszcze tu nie zwariowałem. Kocham cię Myszko.
- Ja też cię kocham. Wytrzymamy jeszcze pół roku. To tylko pół roku.
- Mam wrażenie, że to aż pół roku. Przecież to są 24 tygodnie, 181 dni, 4344 godzin, 260640 minut i 15638400 sekund . To jest szmat czasu. Za ten czas mogą mnie zabić milion razy.
- Nie mów tak! Słyszysz nie masz prawa tak mówić! – mówię podniesionym głosem, a z moich oczu zaczynają lać się łzy – Ja tu czekam na ciebie odliczając dni do magicznego 1 marca, zamówiłam zaproszenia i sale na przyjęcie weselne, wybrałam suknie ślubną, wszystko dopinam na ostatni guzik żeby 29 marca tak jak ustaliliśmy z księdzem Jędrzejem zostać twoją żoną.
- Księżniczko nie płacz. Takie jest życie żołnierza na misji, który nie jest pewny kolejnej minuty życia. Pamiętasz co ci mówiłem zanim wsiadłem do samolotu?
- Pamiętam aż za dobrze.
- To obiecaj mi jeszcze jedno. Że obojętne co by się stało będziesz żyć normalnie i znajdziesz kogoś kto będzie cię kochał tak samo jak ja, a nawet mocniej.
- Dlaczego tak do mnie mówisz jakbyś się żegnał?!
- Od śmierci Tomka, który zginął ponieważ wybuchła mina zdałem sobie sprawę z tego, że śmierć się czai na każdy kroku, stoi za każdym zakrętem i trzeba mieć oczy na około głowy żeby przeżyć, a czasami nawet to nie pomaga. Wolę być na to w jakimś tam stopniu przygotowany. Ja się nie żegnam. Obiecaj mi!
- Skoro ma to dla ciebie jakieś znaczenie to obiecuję, ale dlaczego zakładasz najgorsze?!
- Berka ciebie tu nie ma i nie wiesz jak jest trudno patrzeć na to jak giną niewinni ludzie, jak giną ci co jeszcze przed chwilą jedli z tobą posiłek. Staramy się żyć normalnie, ale czasem nie ma jak przejść obok tego obojętnie.
- Kuba.
- Berka muszę kończyć, bo mamy wezwanie na patrol okolicy – mówi przerywając mi.
- Uważaj na siebie.
- Uważam jak mogę, a ty pamiętaj, że cię kocham – mówi po czym posyła mi buziaka i się rozłącza.
Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale nie, że aż tak. Jeszcze takiego Kubę nie widziałam przez całą misje. Śmierć przyjaciela była dla niego dość ciężkim przeżyciem, a co dopiero dla Ani i ich bliźniaków, które przyszły na świat dwa miesiące po śmierci Tomka. Tak szybko została wdową, a Maciek i Marcin nigdy nie zobaczą ojca. Być żoną czy partnerką żołnierza przebywającego na misji nie jest łatwo i trzeba być gotową na wszystko jednak na te niektóre rzeczy ciężko się przygotować.

***

Kristen: Chętnie bym się zamieniła z Bereniką i odbyła takie szkolenia i staż, bo uwielbiam robić po swojemu i analizować statystyki. To opowiadanie jak na razie zdecydowanie żyje sobie swoim życiem i mam nadzieje, że zacznie z nami bardziej współpracować, bo jak na razie to opornie idzie ;)

Patex: Pisanie wszelkiego rodzaju awantur i spin, jest ostatnio u mnie na porządku dziennym, a w połączeniu z chlańskiem, to już w ogóle. :P Ale nie, Michał to nie pijaczyna - on też musi się czasem odstresować, bo ciągłe przebywanie z bombą testosteronu daje mu się we znaki. ;)

Przypominamy o wpisywaniu się do zakładki INFORMOWANI ponieważ znacznie nam to ułatwia proces informowania Was o nowych rozdziałach :)

poniedziałek, 23 września 2013

Statystyka pierwsza


Berenika:

Upalny sierpniowy dzień, a ja ubrana w elegancką granatową sukienkę, czarne baleriny i z dużą torebką na ramieniu wychodzę ze swojej małej rzeszowskiej kawalerki. Moje malutkie mieszkanko wynajęłam po zakończeniu studiów i jakichkolwiek marzeń o tym, że zostanę siatkarką. Wszystko zakończyła kontuzja, która początkowo miała okazać się niezbyt groźna, ale kiedy po przerwie w której leczyłam kontuzje wróciłam na parkiety pierwszej ligi ból w kręgosłupie wcale nie ustąpił. Wysłano mnie na bardziej szczegółowe badania i odkryto u mnie torbiel uciskający na odcinek lędźwiowy kręgosłupa. Diagnoza była wyrokiem. Koniec jakiegokolwiek sportu, koniec gry na rozegraniu, koniec moich marzeń. Operacja odbyła się dość szybko, a później długa rehabilitacja. Straciłam cały rok na studiach i nie miałam motywacji do tego żeby je skończyć. Jednak sporym wsparciem był dla mnie Kuba, który pojawił się w moim życiu nagle. Wysoki niebieskooki żołnierz o blond czuprynie i przepięknym uśmiechu. Spotkaliśmy się w Centrum Rehabilitacji w Katowicach. On miał złamaną nogę z przemieszczeniem i dużo pozytywnej energii, którą obdarowywał wszystkich na około, a ja cóż zero chęci do życia. Z każdym dniem pobytu w tym mini sanatorium podnosił mnie na duchu, a po wyjściu umówiliśmy się na kawę, drugą, trzecią a później już piliśmy ją codziennie rano razem i byliśmy bardzo szczęśliwi planując wspólną przyszłość. Jednak pół roku temu ku mojej rozpaczy wyjechał na misje do Afganistanu. Od tej pory codziennie drżę o jego życie i modle się żeby Bóg wrócił mi go żywego. To właśnie Kuba mnie zmobilizował do powrotu na studia, które ukończyłam na Uniwersytecie Rzeszowskim z racji tego, że mój luby dostał przeniesienie do 21 Brygady Strzelców Podhalańskich mających swoją siedzibę w Rzeszowie. Podsunął mi pomysł żebym znalazła swoje nowe miejsce w siatkówce. Tak oto zajęłam się opracowywaniem statystyk. Na początku poszłam za systemem kartki i ołówka jak to robi na każdym meczu senior Bartman, a później załapałam się na kurs oprogramowania Data Volley, którym posługują się statystycy na profesjonalnym poziomie. Na kursie jaki organizowała włoska firma produkująca oprogramowanie jakiego używa całe siatkarskie społeczeństwo poznałam zasady działania tego programu. Jedyną wadą tego wszystkiego było to, że musiałam wziąć kredyt na zakup owego oprogramowania na którego nie było mnie stać, a bez którego nic bym się nie nauczyła. Jednak kurs to tylko 50% mojej drogi do tego żeby wykonywać zawód statystyka sportowego. Drugie 50% to doświadczenie jakie muszę nabyć na polu bitwy i mam nadzieje, że dziś podczas rozmowy o staż w siatkarskim klubie zacznę realizować drugą część mojego celu. 
Idąc przez miasto dotarłam do budynku w którym mieści się siedziba władz damskiego klubu siatkarskiego DevelopRes Rzeszów mieszczącego się przy ulicy Architektów. To tutaj mam dzisiaj odbyć rozmowę mam nadzieje z pozytywnym skutkiem. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do budynku.
- Dzień dobry ja byłam umówiona z prezesem Mardoń – mówię do blondynki w średnim wieku siedzącej za lobby.
- Pani Pawłowska?
- Tak.
- Proszę usiąść prezes za chwilę panią poprosi do gabinetu ponieważ przeciągło mu się spotkanie.
Usiadłam na wskazanym miejscu i wyciągam z mojej torebki teczkę z moim ubogim CV i czekałam aż mnie poproszą.
  


Michał:

Kiedyś byłem zawodowym graczem i szalałem na rozegraniu, tak jak Żygadło, Zagumny, ba!, nawet jak mój ojciec! Ale po jakimś czasie, postanowiłem zakończyć swoją karierę na boisku. No, może nie do końca. Szukałem pomysłu na życie, chcąc być jednocześnie najbliżej siatkówki, jak tylko byłoby to możliwe. Jak to mówią; mądry człowiek szuka nie szczęścia, lecz dobra, tak więc i ja szukałem owego dobra. Czy znalazłem? Oczywiście! Przy sprzyjających mi warunkach, w 2008 roku zdecydowałem się poświęcić pracy szkoleniowca. Byłem nawet na turnieju World Grand Prix kobiet, gdzie rozpracowywałem inne zespoły dla Marco Bonitty. Skończyłem studia elektroniczne i w każdej wolnej chwili, choć tak naprawdę jest ich bardzo mało, piszę własne programy statystyczne, aby ułatwić sobie pracę. Rzutem na taśmę rozpocząłem pracę jako statystyk w Częstochowie. Nie powiem, bo już od pierwszych dni, pierwszych meczów byłem podekscytowany i czułem, że to jest właśnie to, co chcę teraz w życiu robić. Z AZSem związałem się dość długim kontraktem, gdzie, chcąc nie chcąc, przez jakiś czas pełniłem funkcję drugiego trenera! A teraz? Teraz przyszła pora na zmianę klimatu, otoczenia, ludzi. Teraz padło na stolicę Podkarpacia. Dla mnie, rodowitego Pomorzanina, Rzeszów to drugi koniec Polski, ale póki nie mam własnej rodziny, mogę sobie pozwolić na takie wędrówki ludów wzdłuż i wszerz. Do rodzinnego domu przyjeżdżam głównie na Boże Narodzenie i Wielkanoc. Mam młodszego od siebie o siedemnaście lat brata Marcela i kiedy nie widzę go przez kilka miesięcy, to potem dziwię się, jak bardzo się zmienił i poznać go nie mogę. Chciałbym częściej odwiedzać moją rodzinę, patrzeć jak Marsi dorasta, ale z każdym sezonem jest coraz trudniej, bo natężenie meczów staje się coraz większe: Plus Liga, Liga Mistrzów i do tego dochodzi jeszcze reprezentacja, gdzie współpracuję razem z  Oskarem... Tak więc od kilku lat stacjonuję w Rzeszowie i pracuję dla dwukrotnego Mistrza Polski. To tutaj tak naprawdę rozpocząłem prawdziwą przygodę z siatkówką; siatkówką, ale od tej drugiej strony. Etaty u poprzednich pracodawców nie dawały mi tyle satysfakcji, co tutaj, w Asseco; tutaj poczułem, że naprawdę żyję i mój trud wkładany w inwigilację potencjalnych wrogów jest doceniany przez szerokie grono sztabu i zarządu. Do tej pory współdziałałem z drugim statystykiem, Sergiuszem, ale wraz z rozpoczęciem sezonu 2013/2014, trener Kowal mianował mnie swoim asystentem, taką prawą ręką. Nie, nie obrosłem w piórka, broń Boże! Cieszę się, że Andrzej ma do mnie takie zaufanie i bierze pod swoje skrzydła, bym mógł udzielać mu wszelakich rad czy wskazówek. Oczywiście nie opuszczam Ruszela i będę go wspierał w bojach statystycznych, przecież kocham to robić i nie zostawię go samego na posterunku, bo by się chłop zajechał.
Poza tym, stolica Podkarpacia to piękne miasto, które okalają piękne okolice i gdzie mieszkają… piękne dziewczyny! Jedną z nich udało mi się kiedyś poderwać w klubie, kilka drinków, wygibasów na parkiecie i rozmowa sama się toczyła. Kilka dni później po tej imprezie, zaprosiłem ją na kolację. Zgodziła się. I od tamtej pory zaczęliśmy się ze sobą spotykać, aż w końcu poprosiłem ją o chodzenie, które z biegiem czasu przerodziło się w zaręczyny. Byłem szczęśliwy, tak – byłem. Do czasu. Balbina, bo właśnie tak ma na imię moja narzeczona; narzeczona, przez którą siedzę teraz w jednym z rzeszowskich klubów i zatapiam smutki w drażniącym zapachu czystej, polskiej wódki. Towarzyszy mi mój odwieczny przyjaciel i kumpel po fachu, Sergiusz, który był ze mną zawsze w chwilach, o których chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Pomimo tego, że ma już swoją rodzinę; ma kochającą żonę Agatę i przesłodką, trzyletnią córeczkę Hanię, zawsze znajdzie dla mnie czas, nawet, gdyby miało to być tylko głupie pięć minut.

~*~ 

Kristen: No i patrzcie doszło do tego, że Mieszko bohaterem opowiadania ;) Lubię zaskakiwać, wybierać bohaterów, którzy nie są oklepani i są jak tabula rasa. Oczywiście nikogo nie zmuszamy do czytania, bo to przecież Wasz wybór jednak będzie nam miło jeżeli ktoś z nami zostanie. Jak to już napisała niżej Patex, Mieszko grał i był rozgrywającym więc nie tak do końca niesiatkarski bohater :)

Patex: Muszę przyznać, że Wasza reakcja na ujawnienie tajemniczego bohatera była różna: część zgadła, część była zaskoczona, a część zrezygnowała z dalszej lektury. Chciałyśmy stworzyć coś innego, czego chyba jeszcze nie było, ale  przecież  nie będziemy tu nikogo na siłę trzymać, ani też zmuszać do czytania. I zauważcie, że Mieszko to również siatkarz, a nie tylko członek sztabu szkoleniowego. :)

niedziela, 15 września 2013

Prolog

Na­leżenie do mniej­szości, na­wet jed­nooso­bowej, nie czy­ni ni­kogo sza­leńcem. Is­tnieje praw­da i is­tnieje fałsz, lecz dopóki ktoś upiera się przy praw­dzie, na­wet wbrew całemu światu, po­zos­ta­je nor­malny. Normalność nie jest kwes­tią statystyki.

Po co więc ta "cała" statystyka?
Człowiek od zawsze otoczony jest różnymi zjawiskami i od zawsze też próbuje je poznać, dowiedzieć się, w jaki sposób funkcjonują i jakie relacje między nimi zachodzą. Pozyskuje więc w tym celu informacje, wypracowuje narzędzia i metody poznania zjawiska. Nie ulega zatem wątpliwości, że aby coś powiedzieć o jakimś zjawisku, należy go uprzednio zbadać.
Z pomocą przychodzi tutaj właśnie statystyka, która posiada w swoim dorobku wiele metod pozyskiwania i prezentacji, a w szczególności analizy danych. Jej użycie do badania zjawiska sprawia, że staje się ono statystyczne, czyli oparte na sprawdzonych i dopracowanych metodach. Dalsze usprawnienie procesu badania statystycznego umożliwia zastosowanie technologii informatycznych, a dokładniej pakietów statystycznych.

 To tylko teoria. 
- Jak jest w praktyce?
 To wiedzą tylko statystycy.  
-Dlaczego?
 Właśnie dlatego, że jest prawda, półprawda i statystyki. Statystykami można manipulować, a intuicją nie. Ona praktycznie nigdy nie zawodzi…


Statystyczna miłość? - Coś takiego w ogóle istnieje?

Czy można wzbudzić w sobie uczucia do osoby, w której chcielibyśmy się zakochać?
Wszyscy marzymy czasami o jakimś czarze rozbudzającym miłość w nas lub w innej osobie do nas. Korzeń mandragory, morskie ślimaki, żeń-szeń, zasuszona żaba, ostrygi - setki sposobów i środków wymyślono, by zdobyć lub utrzymać wybraną osobę.
Żaden z nich nie pomoże. Jeśli nawet uczucie miłosne jest zjawiskiem chemicznym, namiętność rozpali się dopiero, gdy przyjdzie właściwy czas i spotkasz kogoś, kto pasuje do twojej mapy miłości. Nikt nie zakochuje się przypadkiem.
Statystycznie w ciągu swojego przeciętnie długiego życia, człowiek zakocha się średnio od 0 do 4 razy. Czyli niektórym osobom miłość nigdy się nie przydarzy.

 ***

Kristen: No więc moi mili w końcu zaczynamy ;) To mój pierwszy projekt pisany w duecie więc to dla mnie poniekąd wyzwanie, ale też wielka przyjemność. Jak na razie współpraca idzie nam dobrze więc mam nadzieje, że tak zostanie do końca. Nasz tajemniczy Romeo dziś został okazany światu blogowemu. Wasze typowania były dość ciekawe nie powiem. Niektóre zgadły, ale przecież nie mogłyśmy potwierdzić do czasu publikacji ;)

Patex: 'Halo, halo, tu Toronto!' - jakby to powiedział jeden z reprezentacyjnych scoutów. :) Nadszedł w końcu ten wrześniowy dzień, kiedy zaczynamy naszą statystkę, zobaczymy z jakim skutkiem. :) 
Bohater ujawniony, więc już wszystko wiecie. A nie, nie wiecie, jak potoczą się ich losy, ale tego to my z Kris chyba jeszcze do końca nie wiemy... :)
PS. Ja to chyba przekroczyłam limit zakochania się, bo na pewno trwałam w takim stanie więcej niż cztery razy. :P :D

Rozdziały będą dłuższe niż Prolog i pojawiać się będą prawdopodobnie w niedziele. :) 
  Jeśli ktoś chciałby być informowany o nowościach, a nie wpisał się jeszcze na listę, odsyłamy do zakładki  INFORMOWANI. ;)