niedziela, 29 grudnia 2013

Statystyka czwarta.

Berenika:
 
W późny piątkowy wieczór wróciłam do domu z turnieju rozgrywanego na ziemi gorlickiej, gdzie zespół Developresu radził sobie ze zmiennym szczęściem zajmując w turnieju międzynarodowym najmniej szczęśliwe dla sportowca czwarte miejsce. W sparingach przedsezonowych nie jest ważny wynik, a gra i możliwość na bieżąco korekty błędów, jakie zespół popełnia. Dzięki nam statystyką ta poprawa jest dużo łatwiejsza, bo całe spotkania nagrywamy, a później robimy analizę i dostarczamy gotowy materiał trenerowi z którym później ustalamy strategie na poszczególne mecze. Miałam trochę problemów z programem ponieważ uczyłam się na nowej wersji, a sprzęt jaki posiada klub ma wgraną starszą wersje, która nieco się różni w dosyć podstawowych funkcjach. Jednak się nie zniechęcam i będę próbowała sama rozgryźć program podczas dzisiejszego treningu o ile będę miała na to czas. Przecież statystyk ma też inne obowiązki zwłaszcza podczas treningów jak podawanie piłek, ustawianie sprzętu czy nawet czasem same uczestnictwo w treningu. Nie na wszystko pozwala mi kontuzja i skakanie do piłek jest mi zabronione. Czasami ubolewam nad tym, że już nie mogę grać, ale to tylko chwilowe słabości, bo mój obecny kontakt z siatkówką mi bardzo odpowiada. Wysiadam z autobusu, który podwiózł mnie praktycznie pod hale liceum w której trenujemy i z słuchawkami na uszach w których akuratnie leci przebój zespołu Lawson – Juliet zmierzam do budynku. Akuratnie trafiam na przerwę pomiędzy lekcjami więc przychodzi mi się przedzierać przez tłumy zgromadzone w holu. Po chwili wchodzę już do naszego kantorka gdzie siedzą trenerzy, fizjoterapeutka i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu prezes więc pospiesznie ściągam słuchawki.
- Dzień dobry – witam się z prezesem, który odpowiada na moje przywitanie i gestem ręki każe siąść na wolnym krześle.
- Skoro jesteśmy w komplecie to mogę zacząć. Mamy pewien problem ponieważ wczoraj dostałem wymówienie od pana Urbana, który od nas odszedł ponieważ dostał propozycje pracy w jednym z zespołów Orlen Ligi. Za szesnaście dni zaczynamy ligę i zostajemy tylko z stażystką. W tym czasie trudno mi znaleźć kogoś kto był by wolny, na odpowiednim poziomie i przede wszystkim zgodził się na prace w pierwszej lidze. Jesteśmy w kropce.
- Mogę się zajmować statystyką i być jednocześnie drugim trenerem jeżeli trzeba – mówi Stanisław.
- Wolałbym, żeby wszyscy obecni zostali na swoich stanowiskach. W grę wchodzi zatrudnienie nowego statystyka, a póki co pani Berenika jest numerem jeden. Jednak zdaje sobie sprawę jaki to jest dla pani przeskok i, że pani doświadczenie to tylko ostatni turniej sparingowy więc mam pewne rozwiązanie. Załatwiłem pani powiedzmy małe szkolenie u statystyków Resovii. Oni co jakiś czas mają swoich, że tak powiem uczniów więc mają już w tym doświadczenie. Mam nadzieje, że pani przyjmie taką pomoc.
- Każdą pomoc przyjmę byle tylko oswoić się z programem podczas meczu czy nauczyć czegoś nowego.
- No to świetnie. W takim razie wszyscy wiemy na czym stoimy, a co do pani małego szkolenia jeszcze podam szczegóły, bo muszę się skontaktować z tym panem, którego mi polecił prezes Górski gdyż musze z nim ustalić pewne szczegóły.
Chwilę później prezes jedzie z powrotem do siedziby klubu, a my idziemy przeprowadzić trening. W życiu nie przypuszczałam, że tak szybko i w takich okolicznościach zostanę pierwszym statystykiem drużyny. Wiem jakie mam problemy więc tym bardziej się boje tej odpowiedzialnej roli. Z drugiej strony korepetycje z statystykami Resovii, które mają mi pomóc. Tyle, że to się łączy z tym, że znowu mogę się spotkać z oprawcą mojej bluzki. Jednak sam prezes mówił iż mają statystyków to może jednak rad udzielać będzie mi jakiś inny kolega po fachu.
Wróciłam do domu po treningu i z kolacją siadłam przed laptopem w salonie. Czekam na połączenie z Kubą i zaczynam się już niecierpliwić, bo to strasznie długo trwa. Nie rozmawialiśmy ze sobą miesiąc, bo to nie takie proste jak się wydaje gdyż wymaga zgody przełożonego Kuby. W końcu jednak pojawia się na ekranie mojego laptopa.
- Cześć Mysza – wita mnie posyłając mi lekki uśmiech. Wygląda na bardzo zmęczonego, a w dodatku mam wrażenie, że coś jest nie tak – Jak tam u ciebie?
- Cześć Kubuś u mnie wszystko dobrze, a nawet bardzo dobrze, ale lepiej to ty powiedz co u ciebie, bo mamy tylko piętnaście minut.
- U mnie nic ciekawego się nie dzieje, jest spokój jak na razie. Patrole po wioskach przebywają bardzo spokojnie. Niektórzy się śmieją, że to cisza przed burzą.
- No ale jak ty się czujesz?
- Dobrze tylko tęsknie za tym normalnym życiem i tobą. Życie w bazie czasami nam urozmaica kucharz gotując polskie przysmaki jak dojdzie nam dostawa lepszej żywności. Ogólnie jest dobrze. Opowiedz mi jak tam na stażu.
- Wróciłam niedawno z turnieju sparingowego gdzie po raz pierwszy mogłam wykorzystać wiedze w praktyce i szło mi to średnio. Jednak co innego szkolenie a praktyka. Wyobraź sobie, że dzisiaj zostałam pierwszym statystykiem Developresu.
- No widzisz poznali się na tobie.
- Nie poznali tylko główny statystyk Mateusz zrezygnował, bo dostał lepszą propozycje zawodową. Zostałam rzucona na głęboką wodę z asekuracją w postaci doszkalania u statystyków męskiej rzeszowskiej drużyny.
- Nic tylko się cieszyć.
- Cieszę się, ale wiecznie statystykiem nie będę, bo trwają poszukiwania jednak nie jest to proste.
- Zobaczysz, że pokażesz im iż nie muszą szukać.
- Oj chciałabym Kubuś, chciała. Jednak znam swoje miejsce w szeregu. Niedługo będę mogła ci wysłać paczkę. Chcesz coś specjalnego?
- Nie mam specjalnych życzeń oprócz tego żebyś sama się tam znalazła, ale to nie możliwe. Wszystko co mi prześlesz będzie rarytasem. Dobra Księżniczko muszę kończyć. Kocham cię – mówi posyłając mi wirtualnego buziaka co i ja czynie, a chwilę później i znika z mojego ekranu.


Michał:

Z samego rana zadzwonił do mnie prezes. Nawet nie zdążyłem zjeść w spokoju do końca śniadania. Okazało się, że sytuacja żeńskiego Developresu skomplikowała się jeszcze bardziej, niż można było to sobie wyobrazić. Urban zrezygnował ze swojego stanowiska pracy w klubie, a na jego miejsce powołano tego młodego praktykanta, którego miałem douczać. Nie zaprzeczę, wielkie wyzwanie przed nim, ale może dzięki temu, że zostanie od razu rzucony na głęboką wodę, nauczy się wszystkiego od podstaw i kto wie, może za jakiś czas będzie tak obcykany w tym temacie, że bez żadnych przeszkód będzie mógł kandydować na statystyka reprezentacji. W sumie, fajnie byłoby współpracować ze swoim uczniem, ale do tego jeszcze daleka droga; bo żeby do tego doszło, najpierw, tak jak obiecałem, muszę się z nim kilka razy spotkać i coś niecoś wytłumaczyć, podpowiedzieć, czy doradzić. Nagła potrzeba ich zespołu spowodowała to, iż musimy przyspieszyć nasze spotkania, dlatego też pierwsze „korepetycje” miały się odbyć już dzisiaj popołudniu. Uzgodniliśmy wcześniej z Górskim, że najlepiej będzie, jeśli stażysta przyjedzie do mnie do mieszkania, bo tułać się po jakichś przepełnionych kawiarniach czy restauracjach z trzema laptopami, teczkami i innymi niezbędnymi materiałami, mija się z celem. Panujący w tego typu lokalach zgiełk i gwar nie sprzyjają nauce i pełnej koncentracji, bo do analizowania statystyk niezbędna jest cisza i skupienie. W związku z powyższym, umówiliśmy się na godzinę szesnastą, o czym prezes Adam miał poinformować zarówno trenera Wójtowicza, jak i samego młokosa, przekazując mu również mój adres zamieszkania.
Dokończyłem swoją ostygniętą jajecznicę, dopiłem już i tak zimną kawę, pozmywałem naczynia, stanąłem w salonie z rękoma podpartymi pod boki i zastanawiałem się, od czego by tu zacząć. Nie będę ukrywał, że Górski mnie zaskoczył tą wiadomością, a ja miałem inne plany na spędzenie dzisiejszego popołudnia. Byłem umówiony na wspólne oglądanie meczu piłki nożnej z Sergiuszem i kosztowaniu jego własnoręcznie pędzonego wina, u niego w domu, ale w zaistniałej sytuacji, chcąc nie chcąc, musiałem zadzwonić do Ruszela i przełożyć to na inny dzień. Przyznam szczerze, że wyczułem w jego głosie smutek i lekkie rozczarowanie, bo obaj tak bardzo czekaliśmy na jakiś luźniejszy grafik wolnego czasu, żeby spotkać się gdzieś poza halą czy siłownią, ale niestety. Obiecałem i muszę się z danego słowa wywiązać, a Sergio jest tak wspaniałym człowiekiem, że rozumie mnie jak nikt inny i nie robi problemu tam, gdzie go nie ma.
Ogarnąłem trochę swoje cztery kąty, żeby stażysta mógł sobie swobodnie usiąść i ustawić laptopa na stoliku. Nie, żebym był jakimś wielkim bałaganiarzem, ale przez kilka ostatnich wyjazdów, w salonie nazbierało się mnóstwo zupełnie niepotrzebnych rzeczy, walizek, reklamówek, gazet i ciuchów. Przetarłem jeszcze szybko okno, bo jakieś pierdzielone ptaszysko oznakowało mi szyby na biało; paskudne wrony, wszędzie się rządzą!
Zastanawiałem się, co jeszcze mam zrobić, żeby być w pełni gotowym na udzielanie korków i kiedy przechodziłem obok lodówki, nagle mnie olśniło! Cholera, ja wiem, że ten młodzik przychodzi, żeby się edukować, ale przecież wypadałoby go czymś poczęstować, a ja mam pusto w szafkach i lodówce! Nałożyłem na siebie pośpiesznie adidasy i kurtkę, wsiadłem w samochód i ruszyłem do pobliskiego Tesco na małe zakupy.
Chodziłem między regałami jak we mgle, nie wiedząc, co tak naprawdę mam włożyć z półki do koszyczka; i kiedy chciałem wejść w dział ze słodyczami, nagle zobaczyłem tę dziewczynę z pubu, którą nieszczęśliwie oblałem drinkiem. Jeszcze jej mi tu do szczęścia brakowało, no! Momentalnie zniknąłem z jej punktu widzenia i wnikliwie obserwowałem kątem oka zza drugiego regału. Stała przed szeroką gamą ciasteczek i chyba nie wiedziała, na które się zdecydować, bo co chwilę zmieniała opakowania w dłoniach. „Ja bym wziął na Twoim miejscu Delicje, bo są smaczniejsze niż Pieguski” – pomyślałem. Obserwowałem ją, nie odrywając w ogóle oczu od jej postaci i muszę stwierdzić, że wtedy w pubie nie dostrzegłem piękna jej urody: miała lśniące długie włosy, rumianą cerę i takie duże, brązowe oczy. Anioł, nie kobieta. Aż sam nie wiem, kiedy kąciki moich ust uniosły się ku górze, a okolice serca zaczęła wypełniać przyjemna fala ciepła.
A jednak, wzięła Delicje; wzięła i, co gorsza, ruszyła w moim kierunku. Czmychnąłem niespostrzeżenie do następnego przejścia, ciesząc się, że mnie nie zauważyła, bo przecież gdybyśmy na siebie trafili, podejrzewam, że nie obyłoby się bez wielkiej, na pół sklepu, awantury. A nuż, niósłbym coś znowu w rękach i niechcący poplamił jej ubranie – nawet nie chcę myśleć, co by się wtedy działo!
- Goguś?! Co Ty, u licha, robisz na dziale z pampersami i kaszkami dla dzieci? – dobiegł do mnie rozbawiony, znajomy głos zza pleców. Karwasz twarz, teraz to wpadłem jak śliwka w kompot. Odwróciłem się powoli do mojego rozmówcy, chcąc na szybko wymyślić jakąś sensowną i wiarygodną wymówkę.
- No cześć, Igła! Ja, jak ja, ale co Ty tu robisz? Przecież Twoje dzieciaczki już nie piją mleka z proszku, ani tym bardziej nie robią w pieluchy.
- Grzybki prosiły mnie, żebym kupił im kilka rzeczy potrzebnych dla małej Lilki, a ja jako dobry sąsiad nie mogłem przecież odmówić. Mam nadzieję, że nie wyszedłem z wprawy i nie zapomniałem jak to się robiło.
- Nie zapomniałbyś, gdybyś się postarał z Iwonką o jeszcze jedną pociechę. Dominiczka z Sebciem byliby zachwyceni, a Ty byłbyś przynajmniej ze wszystkim na bieżąco.  – uciąłem żartobliwie, chcąc umiejętnie zmienić temat.
- Te, te, te, Ty mnie tu nie zagaduj i nie odwracaj kota ogonem. Niech zgadnę: Balbina jest w ciąży?
- Nie, nie jest. To znaczy, może jest, ale na pewno nie ze mną.
- Jak to? – zapytał zdziwiony.
- Rozstaliśmy się, nie ma o czym mówić, Krzysiu.
- O, kurde, sorry. Nie wiedziałem.
- Nic się przecież nie stało. – uśmiechnąłem się łagodnie. – To co tam masz kupić naszym Rydzom?
- Kasia przekazała mi tu całą listę; Jezu, nie myślałem, że przez te kilka lat nawymyślają tyle dodatkowych rzeczy, tyle gatunków mleka, deserków czy chusteczek nawilżających. Za czasów Dominiki było tego pełno, ale teraz to już w ogóle półki się tu uginają i niedługo będą musieli dostawić drugi regał, bo się nie pomieszczą z tym całym asortymentem!
- Przynajmniej ludzie mają większy wybór. – pozwól Ignaczakowi dość do głosu, a pozostanie Ci tylko przytakiwać…
- Aj tam wybór. Widzisz, jakie tu się niektóre szity; o, patrz na przykład na to: kaszka zbożowo – ryżowa o smaku kiwi i banana, cena 3,29,-. No przecież które dziecko wypije Ci coś takiego śmierdzącego?! A w ogóle, to co to ma być za połączenie smaków? Ja pierdzielę, czego to ludzie nie wymyślą dla kasy! Generalnie stwierdzam, że wszyscy producenci idą teraz na ilość, a nie na jakość i prędzej przy później, te ich małe firmy splajtują, czego z całego serca im życzę. Dziecku trzeba kupić coś, co jest porządne, dobre i jest sprawdzone przez tych wszystkich ludzi z towarzystwa atestowego, a nie takie gnioty wypuszczają na rynek. Nie wiem czy ich głównym celem jest potrucie dzieci, czy jak? A Ty co o tym myślisz, Mieszko?
- Myślę, że nie wyszedłeś jeszcze z wprawy i gdybyś miał w domu niemowlaka, to doskonale wiedziałbyś, jak się nim zająć i co zakupić. – nie mogłem już dłużej wytrzymać i wybuchłem niepohamowanym śmiechem.
- No dzięki, jeszcze się będziesz ze mnie nabijał, tak?
- Ależ skąd, Igła, jakbym mógł! – wydusiłem z siebie, z trudem powstrzymując atak rechotu.
- A idź, Ty! To powiesz mi w końcu, co tu robisz?
- Szukam prezentu dla małych Achremów. – wymyśliłem pospiesznie.
- A co to, dzień dziecka we wrześniu? – zażartował, przewracając słoiczki z gerberowymi obiadkami w poszukiwaniu tego z królikiem i warzywami.
- Nie, początek jesieni. Kup sobie tejpa, Krzysiu. – wykonałem odpowiedni gest ręką, świadczący o tym, że mój kolega ma nierówno pod sufitem.
- Jak po tejpy, to tylko do Multiplexa.
- To jak będziesz zamawiał, to weź mi też kilka dopisz, przyda się czasem. – zakpiłem radośnie. – Dobra, stary, muszę lecieć, bo za godzinę mam spotkanie edukacyjne z jakimś stażystą z Developresu i nie mogę się spóźnić.
- Uuu, dodatkowa fucha?
- Raczej kumpelska pomoc statystyka. Trzymaj się i pozdrów Iwonkę! – pożegnałem się z libero i pognałem po Delicje, paluszki, piwo i jeszcze kilka innych rzeczy, bo przecież do tej pory na nic się nie zdecydowałem.
Wparowałem do mieszkania jak poparzony, rozpakowałem w tempie ekspresowym reklamówki i przebrałem się w świeżo wyprany, klubowy dres. Włączyłem wszystkie laptopy, poszukałem jeszcze jakichś raportów i kserówek z ostatnich meczów, no i wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Podszedłem do nich, zdecydowanym ruchem pociągnąłem za klamkę i doznałem niemałego szoku.
- Cześć, znowu się spotykamy, nie? – odezwała się na dzień dobry.
- Co Ty tutaj, u licha, robisz?! Dałem Ci za mało kasy za tę bluzkę, czy jak? – odparłem z lekka zirytowany.
- Nie, z bluzką wszystko jest okej.
- To nie rozumiem dlaczego mnie nachodzisz w moim prywatnym mieszkaniu!? W ogóle, skąd miałaś mój adres?!
- Przyszłam na douczenie. To ja jestem stażystką z Developresu. – jak Boga kocham, odebrało mi mowę.

***
Kristen: Znowu z poślizgiem czasowym, ale jesteśmy z nowym rozdziałem jeszcze w starym 2013 roku. Jako postanowienie noworoczne muszę sobie chyba postawić znalezienie weny dla Statystycznych, bo z tym kiepsko :) 

Patex: Przepraszam Was za to, że musiałyście czekać tak długo za nowym rozdziałem; przyznam się bez bicia, że to znowu ja nawaliłam. Ale. W związku z noworocznymi postanowieniami zamierzam się w tejże kwestii poprawić. :] 



UDANEGO  SYLWESTRA  I  WSZYSTKIEGO  DOBREGO  W  NOWYM  ROKU  
ŻYCZY 
BLOGGERSKI DUET: KRYSIA  I  PATKA. :)

niedziela, 24 listopada 2013

Statystyka trzecia.

Berenika.

Drugi dzień września, początek roku szkolnego i pierwszy dzień mojego stażu. Denerwuje się okropnie idąc w stronę hali rzeszowskiego piątego liceum, mieszczącego się przy ulicy Generała Jarosława Dąbrowskiego. Czym się denerwuje? Chociażby tym, że mam współpracować z mężczyznami, którzy uznają, że „baba” się nie nadaje do tej pracy albo tym, że czegoś nie będę umiała, wiedziała czy zrobię źle. Cała podenerwowana wchodzę do budynku liceum i idę w kierunku sali gimnastycznej. Przed jej wejściem stoi troje mężczyzn i o czymś debatuje. Z daleka poznaje, że to trener Developresu, jego asystent i statystyk. Im jestem bliżej, tym mam wrażenie, że zauważyli, iż idę i czekają na mnie, a kiedy jestem już przy drzwiach, tylko się w tym przekonaniu utwierdzam.
- Dzień dobry Berenika Pawłowska. Miałam się dziś zgłosić na staż.
- Właśnie czekaliśmy na panią. Marcin Wójtowicz, trener – mówi dość wysoki brunet na oko trzydziesto kilkuletni, podając mi prawą dłoń na przywitanie, którą lekko ściskam, po czym przedstawia po kolei swoich towarzyszy, z którymi się witam – To mój asystent Stanisław Pieczątka i statystyk Mateusz Urban.
Po prezentacji dwójka trenerów wchodzi do sali, a ja zostaje sama z statystykiem, który mi się bacznie przygląda.
- Dlaczego chcesz zostać statystykiem? – pyta po dłuższej chwili milczenia.
- Bo kocham siatkówkę, a skoro jej nie mogę trenować, to chce być blisko w inny sposób.
- Kontuzja?
- Tak, dość pechowa i początkowo nie do wykrycia.
- Doskonale cię rozumiem. Chociaż mnie to nie spotkało jednak się ich już całkiem sporo naoglądałem przez te parę lat mojej przygody z siatkówką. Ja byłem za niski, za mało skoczny i moja przygoda z siatkówką skończyła się po studiach. No, to chodź zapoznam cię z naszym sprzętem i zwyczajami.
Razem z Mateuszem poszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, które jak się okazuje wynajmują od szkoły i mieści się tu ich „mini biuro”. To tutaj rozpracowują przeciwników, szykują taktykę czy ma swój stół fizjoterapeuta. Uroki zaplecza Orlen Ligii i braku pieniędzy. Chociaż zespół z Rzeszowa na to narzekać nie może, bo dzięki męskiemu zespołowi i chęci stworzenia z stolicy Podkarpacia prawdziwej kolebki siatkówki zarówno w męskim jak i damskim wydaniu klub nie ma problemów z znalezieniem sponsorów. Stworzenie takiego królestwa siatkówki będzie nie lada wyzwaniem ponieważ to Częstochowa zawsze jest i była uważana za kolebkę siatkarską tyle, że ona jest głownie kojarzona z męską siatkówką. Pora na coś uniwersalnego, więc czemu nie Rzeszów, w którym tak bardzo kocha się siatkówkę. Mateusz okazał się całkiem miłym współpracownikiem, z którym w najbliższym okresie spędzę sporo czasu. Po krótkiej prezentacji moich obowiązków dostałam koszulkę i dres klubowy, jak również zostałam przedstawiona drużynie. Za tydzień wyjeżdżamy na pierwsze sparingi w ramach turnieju Fakro Cup, który będzie moim pierwszy poważnym sprawdzianem w terenie na którego już się cieszę.
Po trzech godzinach spędzonych na omawianiu szczegółów mojego stażu i pomocy w treningu w postaci podawania piłek, udaję się do kawiarni „Melodia” w której umówiłam się z Nikolą.
- Cześć, już jestem – mówię całując ją w policzek na przywitanie i siadam naprzeciwko niej.
- Twoja latte wystygła, a bita śmietana na szarlotce spłynęła, ale to norma jak się z tobą umawia nie wiedząc kiedy dokładnie przyjedziesz. Opowiadaj jak było pierwszego dnia?
- No super.
- A coś więcej?
- Ekstra.
- No spoko. Czyli, że jesteś podekscytowana i dopóki emocje nie opadną dowiem się tyle co nic. Michalina była zadowolona z prezentu urodzinowego. Ona rzeczywiście lubi tą całą Resovie ma plakaty i tak dalej.
- Lepiej, że się interesuje sportem niż stoi pod blokiem z nieciekawym towarzystwem.
- Ja się bardzo z tego powodu cieszę, a przy okazji ja coś na tym skorzystałam. Wizyta w jej pokoju dostarczyła mi całkiem ciekawych informacji.
- Jakich?
- Pamiętasz tego gościa z klubu co cię oblał drinkiem?
- Pamiętam aż za dobrze – odpowiadam biorąc do ręki filiżankę w celu napicia się kawy.
- No to wyobraź sobie, że to twój kolega po fachu, statystyk Resovii – Nikola wypala z bombą, a ja mało co się nie dławię napojem - Wiedziałam, że cię zaskoczę, ale z drugiej strony się zastanawiam jak mogłaś nie wiedzieć.
- Bardzo prosto nie interesuje się za bardzo męską siatkówką i mi takie informacje kto jest gdzie statystykiem nie są potrzebne.
- Powinnaś wiedzieć, bo może akuratnie dałoby się zahaczyć na stałe. Ciekawe czy ma takiego samego bzika na punkcie statystyki – mówi grzebiąc widelczykiem w swojej szarlotce, a ostatnie zdanie dopowiada z przekąsem.
- Spadaj – mówię pokazując jej język i zajmując się swoją szarlotką, która taka apetycznie prezentuje się na moim talerzyku.



Michał.

Chciałem spotkać się z Balbiną. Nie, nie po to, by prosić ją o wybaczenie; ani nie po to, by błagać o kolejną szansę bycia razem. Nie. Jeszcze tak nisko nie upadłem i nie taki był mój cel, bo przecież w gruncie rzeczy to z jej winy rozpadł się nasz związek, to ona go zakończyła, przekreślając jedną, wielką, grubą krechą wspólnie spędzone lata. Zupełnie jakby ten czas był dla niej czasem straconym; zupełnie jakby za pstryknięciem palców, to już nic dla niej nie znaczyło.
Siedziałem w naszej ulubionej rzeszowskiej kawiarence, w której do tej pory spędzaliśmy każdą wolną chwilę, i która - śmiało mogę powiedzieć – była takim naszym drugim domem. To tutaj snuliśmy po cichutku plany na przyszłość; to tutaj śmialiśmy się do łez z opowiadanych nowych kawałów i różnych anegdotek; to tutaj było nam tak dobrze, tak bezpiecznie, przytulnie i to tutaj czuliśmy się naprawdę swobodnie, bez jakichkolwiek ograniczeń… Kelnerki z obu zmian znały już nas na wylot i za każdym razem, kiedy tylko przekraczaliśmy próg lokalu, uśmiechały się serdecznie pytając, czy podać to, co zwykle. Na samo wspomnienie tych jakże miłych momentów, robi mi się cieplej na sercu; szkoda tylko, że takie sytuacje już prawdopodobnie nigdy nie będą miały miejsca…
Spóźniła się – jak zwykle zresztą. Usiadła po drugiej stronie stolika, stukała nerwowo czerwonymi tipsami po blacie i patrzyła na mnie wyczekująco, jakby za dwie minuty miał odjechać jej autobus miejski.
- Po co kazałeś mi tu przyjść? – odezwała się na dzień dobry.
- A może by się tak na początek przywitać?
- Nie mam czasu na jakieś duperele. – rzuciła obojętnym tonem, po czym ponowiła pytanie, widząc, że chcę przeciągnąć czas naszego spotkania, nie odpowiadając za pierwszym razem.
- Chciałem się z Tobą spotkać. Czy to takie dziwne? – odparłem spokojnym tonem.
- Dziwne, bo przypominam Ci, że już nic nas nie łączy.
- Wiem, ale…
- Ale? – wtrąciła.
- Jak będziesz co chwilę mi przerywać, to będziemy tu siedzieć do wieczora. – zwróciłem jej delikatnie uwagę. – Chciałem porozmawiać z Tobą.
- Chyba nie mamy o czym.
- Wręcz przeciwnie, mamy.
- Streszczaj się, Michał. Mam mało czasu. – oparła się wygodnie na krześle, założyła ręce na wysokości piersi i nastawiła uważnie uszu.
- No tak, wiecznie zapracowana i zabiegana Balbi… - westchnąłem głęboko z nikłym uśmiechem na twarzy, by po sekundzie wyrzucić z siebie to, co leżało mi na wątrobie. - Powiedz mi, gdzie się podziała ta dziewczyna, która zawróciła mi w głowie i zdobyła moje serce; która była miła, zwariowana, pełna wdzięku i prostoty? Gdzie jest ta kobieta, która podzielała moje plany na przyszłość; która chciała pojąć mnie za męża, zamieszkać w nowym domu z dużym ogrodem; która chciała mieć ze mną gromadkę dzieci? Gdzie się podziała ta Balbina, która niemal każdego dnia powtarzała, że nie widzi poza mną świata, że chce być ze mną zawsze, że jestem jej szczęściem i najukochańszym Misiem? Powiedz, gdzie?
- Dawna Balbina nie istnieje.
- Nie mogę uwierzyć, że tak z dnia na dzień zmieniłaś poglądy, podejście do życia… Nie mogę pojąć tego, że jakby za odjęciem różdżki, przestałaś mnie nagle kochać.
- To w końcu w to uwierz, Gogol! Nas już nie ma… Zakoduj to sobie w tym pustym łbie i daj mi spokój! – poderwała się z krzesełka by odejść, jednak mój szybki refleks jej na to nie pozwolił. Złapałem ją za nadgarstek i uniemożliwiłem niepożądane ruchy.
- Zaczekaj…
- Na co? Chyba wyjaśniliśmy sobie już wszystko.
- Mam jeszcze jedno jedyne, malutkie pytanie. – spojrzałem prosto w jej duże, niebieskie oczy; oczy, które do tej pory były moim bezchmurnym niebem i bezkresnym, prywatnym oceanem. Lubiłem topić w nich swój wzrok, lubiłem godzinami wpatrywać się w jej roześmiane tęczówki, które działały na mnie jak mocny narkotyk. Straciłem to wszystko i teraz został mi tylko żal. – Balbuś, powiedz mi, co zrobiłem źle, co się między nami stało? Co takiego ma on, a czego nie mam ja?
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Tak.
- Dobrze, sam tego chciałeś, powiem Ci o co chodzi. Nigdy nie miałeś dla mnie czasu, ciągle tylko treningi, mecze, wyjazdy; w domu to samo – analizy, schematy, tabelki, rysunki, liczenie punktów i oglądanie innych meczów w telewizji… Na Boga, ile można?!
- Ty też czasami przynosiłaś robotę do domu i ja nic nie mówiłem. Poza tym, to jest moja praca i do tej pory jakoś Ci to nie przeszkadzało.
- Tak, masz rację, czasami. – zaakcentowała dość dobitnie ten ostatni wyraz. – Ty robiłeś to notorycznie, zresztą, skończmy już ten żenujący temat! – podniosła się energicznie z miejsca i stanęła przede mną. – Pierścionek zaręczynowy pozwolę sobie zachować, bo mi się podoba; resztę prezentów i innych rzeczy spakuję i wyślę do Ciebie kurierem, bo i tak nie były dużo warte. Tobiasz kupi mi lepsze, droższe. Żegnaj, Michał. – oznajmiła mi na jednym wdechu, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła z kawiarni zostawiając mnie samego.
Trwałem w osłupieniu dobre dziesięć minut, zanim dotarło do mnie to, co długowłosa blondynka, dotychczas uchodząca za moją narzeczoną, do mnie powiedziała. Nie wierzę, że cały nasz związek traktowała z przymrużeniem oka, że zależało jej tylko na pieniądzach i bogactwie, a teraz absolutną winę zrzuca na mnie i moją pracę. Szczyt bezczelności, naprawdę! I w tym samym momencie, kiedy karciłem siebie samego w myślach za to, że nie zauważyłem wcześniej jej dziwnego zachowania, rozdzwonił się mój telefon. Wiceprezes.
- Dzień dobry Panie Bartoszu. – przywitałem się łagodnie, chcąc ukryć swe zdenerwowanie.
- Witaj Michale. Słuchaj, dzwonię do Ciebie, bo zupełnie znienacka wyniknęła pewna sprawa…
- Coś się stało? Raport z ostatniego meczu się nie zgadza?
- Nie, nie, sprawozdanie jest OK. Mam do Ciebie inną informację.
- No, to słucham.
- Developresi mają problem ze scoutami i zwrócili się do nas z prośbą, czy nie przyuczylibyśmy ich stażysty, bo nie bardzo może się odnaleźć w tych wszystkich nowych przepisach i programach… I poleciłem Ciebie, bo jesteś w tym najlepszy. Mam nadzieję, że się zgodzisz, oczywiście za dodatkową opłatą. – wyjaśnił.
- Jasne, nie ma sprawy, chętnie pomogę. Teraz i tak mam dużo wolnego czasu, także może Pan na mnie liczyć
- Świetnie, bardzo się cieszę i zaraz oddzwonię do Deve, a o wynagrodzeniu porozmawiamy później na spokojnie.
- Ale ja nie chcę za to żadnych pieniędzy, bez przesady. Niech to będzie po prostu pomoc kolegi po fachu. – uśmiechnąłem się sam do siebie i zakończyłem rozmowę z Górskim, po czym poprosiłem kelnerkę o dużą, białą kawę i kawałek szarlotki. Zdziwiła się, bo zwykle było to podwójne espresso i sernik - czas najwyższy to zmienić i zacząć życie od nowa.

***
Patex: Witamy po prawie dwumiesięcznej przerwie! Na swoje usprawiedliwienie mamy to, że Krysia miała w swoim życiu prywatnym parę ważnych spraw do załatwienia, a ja musiałam jej oczywiście pilnować.
Jeśli ta nasza nieobecność Was nie zraziła i nadal chcecie czytać przygody Bereniki i Michała, to będzie nam bardzo miło. :)

Kristen: Trochę nas tu nie było za sprawą moich ważnych spraw, które się zakończyły happy endem na całe szczęście ;) Teraz już powinnyśmy częściej publikować, ale wpisy będą nieregularne ponieważ mamy swoje solowe projekty i jakieś tam życie prywatne. Tak więc jeżeli jeszcze chcecie czytać i poznawać przygody Statystycznych będzie nam miło ;)

niedziela, 29 września 2013

Statystyka druga

Michał:

- To co, Sergiuszku, jeszcze jedna kolejka?
- Może być, ale już ostatnia, bo przecież jutro gramy mecz i musimy być w pełnej dyspozycji dla Kowala. – zgodził się, lecz upomniał palcem wskazującym.
- Dobra, to idę do baru, a Ty tu siedź i pilnuj naszego dobytku.
- Co nazywasz dobytkiem? Te dwie marne kurtki? – zakpił, opierając się wygodnie na małej sofie.
- Chociażby. – uśmiechnąłem się ironicznie i poszedłem po zamówienie. Muszę przyznać, że z każdą minutą ludzi w lokalu przybywało i pewnie gdybyśmy przyszli tu dopiero teraz, to nie mielibyśmy się nawet gdzie usiąść, nie mówiąc już o dopchaniu się po drinki!
- Słucham, co dla Pana? – zapytała niska, niebieskooka blondynka zza lady.
- Whisky z colą i lodem, dwa razy poproszę. – kiwnęła głową na potwierdzenie i oddaliła się w celu przygotowania trunków.
Czekałem oparty o blat i wystukiwałem palcami znaną mi melodię pewnego polskiego piosenkarza. Barmanka o filigranowej figurze postawiła przede mną dwie szklanki brązowego napoju i uśmiechnęła się zalotnie, trzepocząc przy tym swoimi długimi rzęsami. Swoją drogą, tyle razy tu przychodziłem z Ruszelem, a jeszcze nigdy wcześniej jej tu nie spotkałem. Może miała wtedy akurat wolne? A może jest nowo zatrudniona? Nie wiem. W każdym bądź razie, fajna z niej kobitka.
- Szkocka z colą i lodem, proszę bardzo.
- Dziękuję, dziękuję. Ile płacę?
- Dwadzieścia cztery złote. – zakomunikowała spokojnie.
- Już, momencik. – wyjąłem z tylnej kieszeni spodni portfel i położyłem na powierzchni długiego wysokiego stołu zaokrągloną wzwyż kwotę. – Reszty nie trzeba. – dodałem po chwili, jak na dżentelmena przystało.
Kąciki moich ust uniosły się delikatnie ku górze, a powieki niemal same prosiły się do puszczenia blond piękności perskiego oczka. Podziękowała ze szczerym uśmiechem na twarzy i schowała należność do kasetki. Chwyciłem w dłonie szklaneczki i gwałtownie odwróciłem się, by szybko znaleźć się przy swoim stoliku. Zakręciło mi się w głowie, niefortunnie stanąłem na prawej nodze i potknąłem się o jakieś krzesełko, efektem czego oblałem jakąś kobietę alkoholem.
- Jasna cholera, jak Pan łazisz?! – fuknęła ze złością.
- Przepraszam najmocniej, to było niechcący.
- Niechcący, to można sobie odciąć Internet! Boże, jak ja teraz wyglądam?! – ciskała gromami w moim kierunku.
- Ja pokryję wszystkie koszty… - zacząłem dukać, jakbym nagle zapomniał języka w gębie.
- Wie Pan, ile ta bluzka kosztowała?!
- Nie wiem, ale sądząc po Pani reakcji, zapewne dużo. – starałem się załagodzić sytuację, ale chyba nie najlepiej mi to wychodziło.
Staliśmy na środku pomieszczenia, ludzie skupiali swoje ciekawskie spojrzenie na nas, podśmiechując się pod nosem od czasu do czasu. No pięknie, zaraz cały Rzeszów będzie wiedział, że Gogol zaliczył wpadkę w klubie. Nieznajoma motała się jeszcze chwilę, wyzywając mnie od nieudacznika, łamagi i zapatrzonego w sobie gbura, a po chwili do dyskusji dołączyły, jak mniemam, jej koleżanki, które zrobiły taką aferę, jakby się co najmniej paliło i konieczna byłaby ewakuacja wszystkich gości z pubu.
- Pieprzony alkoholik! – rzuciła z obelgą jedna z jej współtowarzyszek.
- Ślepy kret! – dodała druga.
- Zaraz, zaraz, momencik! Przepraszam bardzo, ale dlaczego Panie zrzucają całą winę na mnie? Ta paniusia też mogła uważać i patrzeć jak idzie.
- A czy to ja jestem pijana i się zataczam pomiędzy stolikami? – brązowowłosa nie dawała za wygraną.
- Ja nie jestem pijany! – zaoponowałem.
- Widać. – bąknęła ruda z przekąsem.
- Dobra, załatwimy to inaczej. – kolejny raz w przeciągu tych kilku chwil wyjąłem ze spodni portfel. – Tyle wystarczy? – pomachałem dziewczynie przed oczami dwustuzłotowym banknotem. Spojrzała na mnie tym swoim sfrustrowanym wzrokiem, w gruncie rzeczy, będąc chyba trochę zaskoczoną. Dopiero teraz zauważyłem, że ma takie piękne, duże, brązowe oczy, w których można by zatonąć…
- Wystarczy. – ucięła krótko i wyrwała mi żółtawy wartościowy papierek z ręki. – Mam nadzieję, że to było nasze pierwsze i ostatnie spotkanie.
- I vice versa.
- Żegnam Pana ozięble. – rzuciła z prędkością światła, odwróciła się na pięcie i odeszła wraz ze swoimi kumpelkami. A ja? Poprosiłem blondyneczkę z baru, by posprzątała to pobojowisko, oczywiście za dodatkową opłatą, i wróciłem do mojego przyjaciela.
- Sergio, niestety ostatnią kolejkę będziesz pił sam, bo mój whiskacz wylądował na jakiejś kobiecie.



Berenika:

Powoli otwieram oczy i próbuje podnieść głowę z poduszki jednak nie odbywa się to bez potwornego bólu głowy jaki przeszywa moją czaszkę więc szybko wracam do poprzedniej pozycji. Kac morderca dziś mnie wybrał na swoją ofiarę. Po chwili dostosowania się do rzeczywistości zwlekam swoje skacowane ciało z łóżka i wlekę się do kuchni gdzie szybko zgarniam butelkę wody mineralnej, odkręcam butelkę i przysysam swoje usta do niej, a woda gasi moje pragnienie i suchość w ustach. Wczoraj za bardzo po świętowałam z moimi przyjaciółkami dostanie się na staż, a dziś dosłownie umieram. Że też dałam się im tak opić. Jednak jak ktoś ma tak słabą głowę jak ja to wiele nie trzeba i tak właśnie się kończy spożywanie alkoholu w nadmiernych ilościach. Wyciągam z mojej mini apteczki tabletkę przeciwbólową i szybko ją połykam popijając wodą. Razem z butelką wody wracam do pokoju gdzie z szafy wyciągam czystą bieliznę i dres. Wchodząc zauważam leżącą na krześle moją ukochaną miętową bluzeczkę, która została poplamiona whisky przez jakiegoś idiotę w barze. Wtedy jeszcze byłam w miarę trzeźwa i dobrze pamiętam całą sytuacje. Trochę za bardzo naskoczyły na niego Nikola z Wiką, a ja cóż dołączyłam do tego cyrku. Jednak jakby nie patrzeć należało mu się. Mógłby patrzeć jak chodzi to zawartość jego szklanki nie wylądowała by na mnie, a on nie stracił by dwustu złotych na mnie plus kasy na następnego drinka. No cóż to już nie mój problem, ale tej bluzki przeboleć nie mogę i pewnie już nie kupię takiej samej. Zrezygnowana zmierzam do łazienki wziąć prysznic. Jednak to mi nie jest dane, bo ktoś dzwoni do drzwi. Podchodzę do nich i przez judasza spoglądam kto stoi przed moimi drzwiami. No tak nie kto inny jak skowronek Nikola więc otwieram drzwi.
- No witam panią statystyk – mówi wchodząc do mieszkania kiedy jej otworzyłam drzwi.
- Dzięki za tytuł. Nie masz co robić tylko nawiedzać mnie z rana? – mówię zamykając drzwi i idąc za nią do kuchni.
- Tak się składa, że nie. Berka słuchaj jest sprawa. Potrzebuje twojej rady na zakupach, bo chce kupić mojej bratanicy coś na urodziny. Michalina trenuje siatkówkę i jest kibicem tej całej naszej miejscowej drużyny męskiej w której swoją drogą niezłe ciasteczka grają. Pomyślałam, że może coś w siatkarskim stylu tyle, że ja się na tym nie znam kompletnie i może byś mi pomogła.
- Ale co jej chcesz kupić?
- No nie wiem przecież to ty trenowałaś.
- Ok, coś wymyśle. Kiedy chcesz iść na te zakupy?
- Teraz, zaraz, bo muszę mieć to na jutro.
- W porę Nika sobie przypomniałaś, że nie masz prezentu. Dopiero co wstałam, nic nie jadłam i mam kaca. Poza tym o 17 muszę być w domu, bo się umówiłam z Kubą na rozmowę przez Skype.
- Spokojnie odstawie cię przed czasem. Zbieraj się, a ja ci zrobię śniadanie, a kawę kupimy w Galerii Rzeszów żeby cię postawić na nogi i nie tracić czasu. Wychodzimy za półgodziny.

Po trzech godzinach łażenia po galerii w końcu kupiłyśmy prezent dla młodej środkowej bloku. Nikola odwiozła mnie do domu po wspólnym obiedzie jaki zjadłyśmy razem z jej narzeczonym Arturem, a teraz siedzę w salonie i czekam aż uruchomi się laptop. Nie rozmawiałam z moim narzeczonym od dwóch tygodni ponieważ baza nie miała łączności. Teraz ją przywrócili i w końcu będziemy mogli się zobaczyć. Mój laptop jest gotowy do pracy więc loguje się na Skype, a po chwili dzwonie do Kuby, który chwilę później odbiera moje połączenie.
- Cześć Berka – mówi kiedy zauważa mnie na ekranie, a jego cudownie niebieskie oczęta mimo złej jakości kamery tak pięknie jak zawsze uśmiechają się do mnie, tylko do mnie. Wygląda na zmęczonego, ale jest cały i zdrowy.
- Cześć Miśku jak ci tam?
- Średnio dobrze i dużo bym dał za to żeby być w Rzeszowie. Opowiadaj jak było na tej rozmowie o staż, przyjęli cię?
- Zjadłam mnóstwo nerwów, bo bałam się, że mnie nie przyjmą, ale cóż udało się. Prezes przyjął mnie na staż.
- Mówiłem, że tak będzie?! – mówi wyraźnie się ożywiając, a na jego twarzy pojawia się jeszcze większy uśmiech - Gratuluje Mała.
- Jakbym bardzo chciała żebyś tu był. Żebyś ze mną świętował mały sukcesik. Kubuś ja z tobą strasznie tęsknie.
- Ja też bym chciał, bo też cholernie tęsknie. Życie tutaj jest życiem z dnia na dzień. Mimo, że skreślam dni do końca misji to one wcale nie ubywają. Mam wrażenie, że przybywają, ciągną się sto razy dłużej. Tylko ten fakt, że jesteś w Polsce i czekasz na mnie powoduje, że jeszcze tu nie zwariowałem. Kocham cię Myszko.
- Ja też cię kocham. Wytrzymamy jeszcze pół roku. To tylko pół roku.
- Mam wrażenie, że to aż pół roku. Przecież to są 24 tygodnie, 181 dni, 4344 godzin, 260640 minut i 15638400 sekund . To jest szmat czasu. Za ten czas mogą mnie zabić milion razy.
- Nie mów tak! Słyszysz nie masz prawa tak mówić! – mówię podniesionym głosem, a z moich oczu zaczynają lać się łzy – Ja tu czekam na ciebie odliczając dni do magicznego 1 marca, zamówiłam zaproszenia i sale na przyjęcie weselne, wybrałam suknie ślubną, wszystko dopinam na ostatni guzik żeby 29 marca tak jak ustaliliśmy z księdzem Jędrzejem zostać twoją żoną.
- Księżniczko nie płacz. Takie jest życie żołnierza na misji, który nie jest pewny kolejnej minuty życia. Pamiętasz co ci mówiłem zanim wsiadłem do samolotu?
- Pamiętam aż za dobrze.
- To obiecaj mi jeszcze jedno. Że obojętne co by się stało będziesz żyć normalnie i znajdziesz kogoś kto będzie cię kochał tak samo jak ja, a nawet mocniej.
- Dlaczego tak do mnie mówisz jakbyś się żegnał?!
- Od śmierci Tomka, który zginął ponieważ wybuchła mina zdałem sobie sprawę z tego, że śmierć się czai na każdy kroku, stoi za każdym zakrętem i trzeba mieć oczy na około głowy żeby przeżyć, a czasami nawet to nie pomaga. Wolę być na to w jakimś tam stopniu przygotowany. Ja się nie żegnam. Obiecaj mi!
- Skoro ma to dla ciebie jakieś znaczenie to obiecuję, ale dlaczego zakładasz najgorsze?!
- Berka ciebie tu nie ma i nie wiesz jak jest trudno patrzeć na to jak giną niewinni ludzie, jak giną ci co jeszcze przed chwilą jedli z tobą posiłek. Staramy się żyć normalnie, ale czasem nie ma jak przejść obok tego obojętnie.
- Kuba.
- Berka muszę kończyć, bo mamy wezwanie na patrol okolicy – mówi przerywając mi.
- Uważaj na siebie.
- Uważam jak mogę, a ty pamiętaj, że cię kocham – mówi po czym posyła mi buziaka i się rozłącza.
Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale nie, że aż tak. Jeszcze takiego Kubę nie widziałam przez całą misje. Śmierć przyjaciela była dla niego dość ciężkim przeżyciem, a co dopiero dla Ani i ich bliźniaków, które przyszły na świat dwa miesiące po śmierci Tomka. Tak szybko została wdową, a Maciek i Marcin nigdy nie zobaczą ojca. Być żoną czy partnerką żołnierza przebywającego na misji nie jest łatwo i trzeba być gotową na wszystko jednak na te niektóre rzeczy ciężko się przygotować.

***

Kristen: Chętnie bym się zamieniła z Bereniką i odbyła takie szkolenia i staż, bo uwielbiam robić po swojemu i analizować statystyki. To opowiadanie jak na razie zdecydowanie żyje sobie swoim życiem i mam nadzieje, że zacznie z nami bardziej współpracować, bo jak na razie to opornie idzie ;)

Patex: Pisanie wszelkiego rodzaju awantur i spin, jest ostatnio u mnie na porządku dziennym, a w połączeniu z chlańskiem, to już w ogóle. :P Ale nie, Michał to nie pijaczyna - on też musi się czasem odstresować, bo ciągłe przebywanie z bombą testosteronu daje mu się we znaki. ;)

Przypominamy o wpisywaniu się do zakładki INFORMOWANI ponieważ znacznie nam to ułatwia proces informowania Was o nowych rozdziałach :)

poniedziałek, 23 września 2013

Statystyka pierwsza


Berenika:

Upalny sierpniowy dzień, a ja ubrana w elegancką granatową sukienkę, czarne baleriny i z dużą torebką na ramieniu wychodzę ze swojej małej rzeszowskiej kawalerki. Moje malutkie mieszkanko wynajęłam po zakończeniu studiów i jakichkolwiek marzeń o tym, że zostanę siatkarką. Wszystko zakończyła kontuzja, która początkowo miała okazać się niezbyt groźna, ale kiedy po przerwie w której leczyłam kontuzje wróciłam na parkiety pierwszej ligi ból w kręgosłupie wcale nie ustąpił. Wysłano mnie na bardziej szczegółowe badania i odkryto u mnie torbiel uciskający na odcinek lędźwiowy kręgosłupa. Diagnoza była wyrokiem. Koniec jakiegokolwiek sportu, koniec gry na rozegraniu, koniec moich marzeń. Operacja odbyła się dość szybko, a później długa rehabilitacja. Straciłam cały rok na studiach i nie miałam motywacji do tego żeby je skończyć. Jednak sporym wsparciem był dla mnie Kuba, który pojawił się w moim życiu nagle. Wysoki niebieskooki żołnierz o blond czuprynie i przepięknym uśmiechu. Spotkaliśmy się w Centrum Rehabilitacji w Katowicach. On miał złamaną nogę z przemieszczeniem i dużo pozytywnej energii, którą obdarowywał wszystkich na około, a ja cóż zero chęci do życia. Z każdym dniem pobytu w tym mini sanatorium podnosił mnie na duchu, a po wyjściu umówiliśmy się na kawę, drugą, trzecią a później już piliśmy ją codziennie rano razem i byliśmy bardzo szczęśliwi planując wspólną przyszłość. Jednak pół roku temu ku mojej rozpaczy wyjechał na misje do Afganistanu. Od tej pory codziennie drżę o jego życie i modle się żeby Bóg wrócił mi go żywego. To właśnie Kuba mnie zmobilizował do powrotu na studia, które ukończyłam na Uniwersytecie Rzeszowskim z racji tego, że mój luby dostał przeniesienie do 21 Brygady Strzelców Podhalańskich mających swoją siedzibę w Rzeszowie. Podsunął mi pomysł żebym znalazła swoje nowe miejsce w siatkówce. Tak oto zajęłam się opracowywaniem statystyk. Na początku poszłam za systemem kartki i ołówka jak to robi na każdym meczu senior Bartman, a później załapałam się na kurs oprogramowania Data Volley, którym posługują się statystycy na profesjonalnym poziomie. Na kursie jaki organizowała włoska firma produkująca oprogramowanie jakiego używa całe siatkarskie społeczeństwo poznałam zasady działania tego programu. Jedyną wadą tego wszystkiego było to, że musiałam wziąć kredyt na zakup owego oprogramowania na którego nie było mnie stać, a bez którego nic bym się nie nauczyła. Jednak kurs to tylko 50% mojej drogi do tego żeby wykonywać zawód statystyka sportowego. Drugie 50% to doświadczenie jakie muszę nabyć na polu bitwy i mam nadzieje, że dziś podczas rozmowy o staż w siatkarskim klubie zacznę realizować drugą część mojego celu. 
Idąc przez miasto dotarłam do budynku w którym mieści się siedziba władz damskiego klubu siatkarskiego DevelopRes Rzeszów mieszczącego się przy ulicy Architektów. To tutaj mam dzisiaj odbyć rozmowę mam nadzieje z pozytywnym skutkiem. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do budynku.
- Dzień dobry ja byłam umówiona z prezesem Mardoń – mówię do blondynki w średnim wieku siedzącej za lobby.
- Pani Pawłowska?
- Tak.
- Proszę usiąść prezes za chwilę panią poprosi do gabinetu ponieważ przeciągło mu się spotkanie.
Usiadłam na wskazanym miejscu i wyciągam z mojej torebki teczkę z moim ubogim CV i czekałam aż mnie poproszą.
  


Michał:

Kiedyś byłem zawodowym graczem i szalałem na rozegraniu, tak jak Żygadło, Zagumny, ba!, nawet jak mój ojciec! Ale po jakimś czasie, postanowiłem zakończyć swoją karierę na boisku. No, może nie do końca. Szukałem pomysłu na życie, chcąc być jednocześnie najbliżej siatkówki, jak tylko byłoby to możliwe. Jak to mówią; mądry człowiek szuka nie szczęścia, lecz dobra, tak więc i ja szukałem owego dobra. Czy znalazłem? Oczywiście! Przy sprzyjających mi warunkach, w 2008 roku zdecydowałem się poświęcić pracy szkoleniowca. Byłem nawet na turnieju World Grand Prix kobiet, gdzie rozpracowywałem inne zespoły dla Marco Bonitty. Skończyłem studia elektroniczne i w każdej wolnej chwili, choć tak naprawdę jest ich bardzo mało, piszę własne programy statystyczne, aby ułatwić sobie pracę. Rzutem na taśmę rozpocząłem pracę jako statystyk w Częstochowie. Nie powiem, bo już od pierwszych dni, pierwszych meczów byłem podekscytowany i czułem, że to jest właśnie to, co chcę teraz w życiu robić. Z AZSem związałem się dość długim kontraktem, gdzie, chcąc nie chcąc, przez jakiś czas pełniłem funkcję drugiego trenera! A teraz? Teraz przyszła pora na zmianę klimatu, otoczenia, ludzi. Teraz padło na stolicę Podkarpacia. Dla mnie, rodowitego Pomorzanina, Rzeszów to drugi koniec Polski, ale póki nie mam własnej rodziny, mogę sobie pozwolić na takie wędrówki ludów wzdłuż i wszerz. Do rodzinnego domu przyjeżdżam głównie na Boże Narodzenie i Wielkanoc. Mam młodszego od siebie o siedemnaście lat brata Marcela i kiedy nie widzę go przez kilka miesięcy, to potem dziwię się, jak bardzo się zmienił i poznać go nie mogę. Chciałbym częściej odwiedzać moją rodzinę, patrzeć jak Marsi dorasta, ale z każdym sezonem jest coraz trudniej, bo natężenie meczów staje się coraz większe: Plus Liga, Liga Mistrzów i do tego dochodzi jeszcze reprezentacja, gdzie współpracuję razem z  Oskarem... Tak więc od kilku lat stacjonuję w Rzeszowie i pracuję dla dwukrotnego Mistrza Polski. To tutaj tak naprawdę rozpocząłem prawdziwą przygodę z siatkówką; siatkówką, ale od tej drugiej strony. Etaty u poprzednich pracodawców nie dawały mi tyle satysfakcji, co tutaj, w Asseco; tutaj poczułem, że naprawdę żyję i mój trud wkładany w inwigilację potencjalnych wrogów jest doceniany przez szerokie grono sztabu i zarządu. Do tej pory współdziałałem z drugim statystykiem, Sergiuszem, ale wraz z rozpoczęciem sezonu 2013/2014, trener Kowal mianował mnie swoim asystentem, taką prawą ręką. Nie, nie obrosłem w piórka, broń Boże! Cieszę się, że Andrzej ma do mnie takie zaufanie i bierze pod swoje skrzydła, bym mógł udzielać mu wszelakich rad czy wskazówek. Oczywiście nie opuszczam Ruszela i będę go wspierał w bojach statystycznych, przecież kocham to robić i nie zostawię go samego na posterunku, bo by się chłop zajechał.
Poza tym, stolica Podkarpacia to piękne miasto, które okalają piękne okolice i gdzie mieszkają… piękne dziewczyny! Jedną z nich udało mi się kiedyś poderwać w klubie, kilka drinków, wygibasów na parkiecie i rozmowa sama się toczyła. Kilka dni później po tej imprezie, zaprosiłem ją na kolację. Zgodziła się. I od tamtej pory zaczęliśmy się ze sobą spotykać, aż w końcu poprosiłem ją o chodzenie, które z biegiem czasu przerodziło się w zaręczyny. Byłem szczęśliwy, tak – byłem. Do czasu. Balbina, bo właśnie tak ma na imię moja narzeczona; narzeczona, przez którą siedzę teraz w jednym z rzeszowskich klubów i zatapiam smutki w drażniącym zapachu czystej, polskiej wódki. Towarzyszy mi mój odwieczny przyjaciel i kumpel po fachu, Sergiusz, który był ze mną zawsze w chwilach, o których chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Pomimo tego, że ma już swoją rodzinę; ma kochającą żonę Agatę i przesłodką, trzyletnią córeczkę Hanię, zawsze znajdzie dla mnie czas, nawet, gdyby miało to być tylko głupie pięć minut.

~*~ 

Kristen: No i patrzcie doszło do tego, że Mieszko bohaterem opowiadania ;) Lubię zaskakiwać, wybierać bohaterów, którzy nie są oklepani i są jak tabula rasa. Oczywiście nikogo nie zmuszamy do czytania, bo to przecież Wasz wybór jednak będzie nam miło jeżeli ktoś z nami zostanie. Jak to już napisała niżej Patex, Mieszko grał i był rozgrywającym więc nie tak do końca niesiatkarski bohater :)

Patex: Muszę przyznać, że Wasza reakcja na ujawnienie tajemniczego bohatera była różna: część zgadła, część była zaskoczona, a część zrezygnowała z dalszej lektury. Chciałyśmy stworzyć coś innego, czego chyba jeszcze nie było, ale  przecież  nie będziemy tu nikogo na siłę trzymać, ani też zmuszać do czytania. I zauważcie, że Mieszko to również siatkarz, a nie tylko członek sztabu szkoleniowego. :)

niedziela, 15 września 2013

Prolog

Na­leżenie do mniej­szości, na­wet jed­nooso­bowej, nie czy­ni ni­kogo sza­leńcem. Is­tnieje praw­da i is­tnieje fałsz, lecz dopóki ktoś upiera się przy praw­dzie, na­wet wbrew całemu światu, po­zos­ta­je nor­malny. Normalność nie jest kwes­tią statystyki.

Po co więc ta "cała" statystyka?
Człowiek od zawsze otoczony jest różnymi zjawiskami i od zawsze też próbuje je poznać, dowiedzieć się, w jaki sposób funkcjonują i jakie relacje między nimi zachodzą. Pozyskuje więc w tym celu informacje, wypracowuje narzędzia i metody poznania zjawiska. Nie ulega zatem wątpliwości, że aby coś powiedzieć o jakimś zjawisku, należy go uprzednio zbadać.
Z pomocą przychodzi tutaj właśnie statystyka, która posiada w swoim dorobku wiele metod pozyskiwania i prezentacji, a w szczególności analizy danych. Jej użycie do badania zjawiska sprawia, że staje się ono statystyczne, czyli oparte na sprawdzonych i dopracowanych metodach. Dalsze usprawnienie procesu badania statystycznego umożliwia zastosowanie technologii informatycznych, a dokładniej pakietów statystycznych.

 To tylko teoria. 
- Jak jest w praktyce?
 To wiedzą tylko statystycy.  
-Dlaczego?
 Właśnie dlatego, że jest prawda, półprawda i statystyki. Statystykami można manipulować, a intuicją nie. Ona praktycznie nigdy nie zawodzi…


Statystyczna miłość? - Coś takiego w ogóle istnieje?

Czy można wzbudzić w sobie uczucia do osoby, w której chcielibyśmy się zakochać?
Wszyscy marzymy czasami o jakimś czarze rozbudzającym miłość w nas lub w innej osobie do nas. Korzeń mandragory, morskie ślimaki, żeń-szeń, zasuszona żaba, ostrygi - setki sposobów i środków wymyślono, by zdobyć lub utrzymać wybraną osobę.
Żaden z nich nie pomoże. Jeśli nawet uczucie miłosne jest zjawiskiem chemicznym, namiętność rozpali się dopiero, gdy przyjdzie właściwy czas i spotkasz kogoś, kto pasuje do twojej mapy miłości. Nikt nie zakochuje się przypadkiem.
Statystycznie w ciągu swojego przeciętnie długiego życia, człowiek zakocha się średnio od 0 do 4 razy. Czyli niektórym osobom miłość nigdy się nie przydarzy.

 ***

Kristen: No więc moi mili w końcu zaczynamy ;) To mój pierwszy projekt pisany w duecie więc to dla mnie poniekąd wyzwanie, ale też wielka przyjemność. Jak na razie współpraca idzie nam dobrze więc mam nadzieje, że tak zostanie do końca. Nasz tajemniczy Romeo dziś został okazany światu blogowemu. Wasze typowania były dość ciekawe nie powiem. Niektóre zgadły, ale przecież nie mogłyśmy potwierdzić do czasu publikacji ;)

Patex: 'Halo, halo, tu Toronto!' - jakby to powiedział jeden z reprezentacyjnych scoutów. :) Nadszedł w końcu ten wrześniowy dzień, kiedy zaczynamy naszą statystkę, zobaczymy z jakim skutkiem. :) 
Bohater ujawniony, więc już wszystko wiecie. A nie, nie wiecie, jak potoczą się ich losy, ale tego to my z Kris chyba jeszcze do końca nie wiemy... :)
PS. Ja to chyba przekroczyłam limit zakochania się, bo na pewno trwałam w takim stanie więcej niż cztery razy. :P :D

Rozdziały będą dłuższe niż Prolog i pojawiać się będą prawdopodobnie w niedziele. :) 
  Jeśli ktoś chciałby być informowany o nowościach, a nie wpisał się jeszcze na listę, odsyłamy do zakładki  INFORMOWANI. ;)

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Słowem wstępu.

Pod wpływem zniewalającego smaku  kokosowej  czekolady    i orzeźwiającego limonkowego napoju, Kryśka i Patt, na całkowitym spontanie, postanowiły połączyć swoje siły              i stworzyć coś razem. :) 


 Nie zdradzimy sylwetki głównego bohatera, aż do samego końca i póki co musicie się zadowolić tym, co jest. ;) Może  uda nam się choć troszkę Was zaskoczyć. A czy pozytywnie? - to się okaże. :) 

Szata graficzna w przebudowie.

Jeśli macie ochotę czytać nasze wypociny, zostańcie z nami na dłużej i wpisujcie się w zakładce INFORMOWANI. :) 

Start - wrzesień.