niedziela, 4 maja 2014

Statystyka ósma.

Michał
Kiedy dotarłem na swoje osiedle, zaparkowałem auto pod blokiem, zabrałem wszystkie zakupy z bagażnika i powędrowałem do mieszkania. Rozebrałem się z kurtki, szalika oraz butów, a następnie poszedłem od razu do łazienki wziąć ciepły prysznic. Byłem trochę zmęczony tym całym szaleństwem zakupowym prezentu dla Hani, bo - przyznam szczerze – to nie moja bajka. Ja mogę iść do spożywczaka, mogę iść do motoryzacyjnego, do jubilera, do sklepu z bielizną – i wszystko załatwię. Ale jakoś sklepy dziecięce mnie na samą myśl, może nie tyle, co odstraszają, ale wprawiają w niemałe zakłopotanie. Przecież tego wszystkiego jest ogrom! Tysiąc grzechotek, milion lalek, misiów, samochodów; niezliczone biliony ubranek i innych akcesoriów, o których świat nie słyszał, no i weź tu człowieku bądź mądry i wybierz jedną jedyną rzecz. Całe szczęście, że natrafiłem przypadkiem na Berenikę, która okazała mi swą pomocną dłoń i dobre serce. Znów mam u niej kolejny dług wdzięczności do spłacenia…
Kiedy zegar wybił godzinę dwudziestą pierwszą, zrobiłem sobie gorącą herbatę z cytryną i miodem oraz dwie kanapki z szynką i serem, a następnie usiadłem do komputera, by sprawdzić, co tam słychać w wielkim świecie. Jak tylko zalogowałem się na Skype’a, zadzwonił do mnie nie kto inny, tylko Sergiusz. Uśmiechnąłem się półgębkiem i odebrałem połączenie.
- Witaj, przyjacielu!
- Chłopie, gdzie Ty się podziewasz? Próbuję się do Ciebie dodzwonić od dobrych kilku godzin!
- Ładnie się ze mną witasz. Byłem na zakupach.
- A telefon gdzie miałeś? Pewnie w domu, co?
- Nie no, miałem go przy sobie, ale nie słyszałem, że dzwoniłeś.
- Rozumiem nie usłyszeć jednego czy drugiego połączenia, ale próbowałem chyba z dziesięć razy!
- Czekaj, zaraz pójdę po telefon do kurtki, to sprawdzę. – powiedziałem trochę na odczepnego i powędrowałem do przedpokoju, by wydobyć z kieszeni komórkę. Wziąłem ją do ręki i wszystko stało się jasne. – Sergio, wybacz, ale bateria mi siadła.
- No masz! A ja się zastanawiałem, gdzie Ty siedzisz tak długo, że nie masz zasięgu.
- Byłem w Galerii kupić coś Hani na prezent urodzinowy.
- Aaa, jeśli tak, to cofam wszystkie moje słowa. – zażartował, chcąc pokazać, że taka odpowiedź wynagradza całe moje milczenie. – Nie no, żartuję oczywiście! Co tym razem wymyśliłeś?
- W zasadzie to nie ja, tylko Berenika…
- Berenika? – powtórzył jej imię, niedowierzając.
- No tak, Berenika. Spotkaliśmy się przypadkowo w Empiku i tak jakoś z rozmowy wyszło, że idę rozglądać się za prezentem dla Hanki, a że nie miałem kompletnie pojęcia, czym się interesują dziewczynki w tym wieku, to Berr zaoferowała mi swoją pomoc i poszliśmy razem do Smyka.
- To ja już nie pytam o szczegóły… - zaśmiał się pod nosem.
- Daj spokój, Ty tylko o jednym…
- Słuchaj, a może Berenika zechciałaby przyjść na nasze przyjęcie razem z Tobą, co? Rozerwałaby się trochę i nie myślała o tym swoim Kubie, czy jak mu tam było.
- Zapomnij. Już jej to proponowałem, ale wykręcała się, jak tylko mogła.
- A ma coś innego, ważniejszego, w planach na jutrzejszy dzień?
- No właśnie nie. Zamierza siedzieć i porządkować mieszkanie, a poza tym - jakby to powiedzieć - chyba trochę się Was boi. – aż prychnąłem ze śmiechu, przypominając sobie jej minę i bezapelacyjny protest w samochodzie, kiedy o tym mówiłem.
- Nas? A czego tu się bać? Ja rozumiem, że może i wyglądam jak drapieżny Miś Koala, ale w głębi duszy jestem miłym, sympatycznym i nieagresywnym stworzeniem. Niech się ona nie wygłupia! Jeszcze się nasiedzi sama w domu na starość! Trzeba korzystać z życia!
- No dobra, ale co ja mam niby zrobić? Przecież już ją zapraszałem i nic nie wskórałem.
- Jedź tam do niej jutro i użyj swojego wdzięku osobistego. On zawsze działa! – wtrąciła się do naszej rozmowy żona Sergiusza, która z szerokim uśmiechem na twarzy udzieliła mi, jakże cennej, rady.
- O, cześć, Agatko! – pomachałem radośnie do kamery.
- Cześć i czołem!
- Skąd wiesz, że mój urok osobisty zawsze działa?
- No wiesz, każde Brzydkie Kaczątko ma swój, głęboko schowany, urok. – odezwała się z pełną powagą, aż mnie w pierwszej chwili zamurowało, ale kilka sekund później moi przyjaciele zanieśli się głośnym śmiechem.
- No dziękuję Ci bardzo, Agg!
- Och, daj spokój! Na starość zrobiłeś się jakiś taki mało kumający żarty. A tak na serio, to  mało dziewczyn ogląda się za Tobą na meczach albo na ulicy?
- No nie wiem, skąd mam wiedzieć? Jakoś nie zwracałem na to nigdy uwagi, bo mi to do niczego nie było potrzebne. A Ty skąd masz takie info, co?
- Nie bój się, Mieszczuniu, oko wielkiej siostry patrzy i wszystko rejestruje. – skomentowała krótko, po czym puściła do mnie oczko i zniknęła z pola widzenia.
- Sergiuszku, jeśli kiedyś będziesz się rozwodził z Agatą, to ja już teraz Cię informuję, że będę pierwszy w kolejce, który zechce ją ponownie poślubić.
- To się chyba nigdy nie doczekasz. – zakpił, śmiejąc się pod nosem. – Dobra, ostawmy żarty na bok; wiesz, co masz jutro zrobić, tak?
- Tak, ale powiedz mi, co Wam tak na tym zależy? Uparliście się oboje jak jakieś osły!
- Oj no, chodzi o to, że dziewczyna nie może siedzieć w czterech ścianach cały czas sama, bo zabije się myślami.
- Przepraszam, bawicie się z Agacią w swatki? – wyczuwałem podstęp, jak Boga kocham.
- My? Niueee, skąd! Po prostu: niech korzysta, skoro jest ku temu okazja, tyle.
- Ale przecież nie wyciągnę jej z domu siłą, jeśli nie będzie chciała iść...
- Jak będzie stawiała opór, to bez żadnego gadania i proszenia, weźmiesz ją przewiesisz przez plecy i wpakujesz do samochodu. – zaprezentował mi kolejny świetny pomysł.
- To już będzie podchodziło pod porwanie. – skwitowałem ironicznym uśmiechem. – Dobra, coś wymyślę.
- Nie chcę jutro słuchać żadnych tłumaczeń, że nie mogła, nie chciała, czy miała w domu pranie. Zrozumiano?
-Tak jest! – postawiłem się na baczność i zasalutowałem kumplowi.
- No, ja myślę! A teraz spadam, muszę jeszcze udekorować tort dla Haneczki.
- A to będzie zjadliwe, jak Ty kucharzysz? – zadrwiłem z niego, unosząc kąciki ust ku górze.
- Ocenisz sam! Do zobaczenia! – uciął krótko, po czym zakończył naszą rozmowę na Skype.


Berenika:

Po wysprzątaniu mieszkania na błysk usiadłam z kubkiem herbaty na kanapie, przykryłam się kocem oraz włączyłam pilotem telewizor na kanał jedenasty na którym był zakodowany Polsat Sport, który transmituje właśnie mecz ligowy Orlen Ligi pomiędzy Policami a Muszyną. Na boisku panuje dominacja mojego byłego klubu z którym kiedyś wiązałam duże nadziej. Kto wie, może to ja bym dzisiaj grała na boisku przeciwko Mineralnym. Niestety życie potoczyło się inaczej i mogę marzyć, że wrócę do mojego byłego klubu jako statystyk. Kiedy na boisku kończy się pierwszy set ktoś dzwoni do moich drzwi. Też ma ktoś wyczucie żeby przerywać w takim momencie. Odstawiam kubek na ławę, odkrywam się z koca i idę do drzwi. Otwieram, a przed nimi stoi Michał.
- A ty co tu robisz?
- Wpadłem po ciebie.
- Ale ja się nigdzie nie wybieram z tobą.
- Rozmawiałem z Sergiuszem i jakoś tak nam w rozmowie wyszło, że wspomniałem o tobie i kazał mi cię przyprowadzić.
- Taa jakoś tak wyszło.
- No mówię jak było więc zbieraj się.
- Ale ja ich nie znam kompletnie, nie mam prezentu, nie jestem gotowa i nie powinnam z tobą iść.
- No i będziesz sama siedzieć w domu i zabijać się myślami?
- Miałam zamiar iść do Nikoli, mojej przyjaciółki.
- Wczoraj mówiłaś, że nie miałaś żadnych planów więc nie kręć mi tu. Daj sobie pomóc i nie bądź taka uparta. Tak w ogóle to mnie wpuścisz do mieszkania czy będziemy rozmawiać na klatce?
- Wejdź – mówię przesuwając się z przejścia i otwierając szerzej drzwi, a on wchodzi do środka po czym zamykam drzwi – Ale nie myśl, że z tobą pójdę na urodziny Hani.
- No to jak ty nie idziesz to ja zostanę z tobą – mówi rozbierając się z kurtki i butów.
- No na pewno.
- Mówię poważnie. Masz czterdzieści minut na ubranie się i wychodzimy – mówi wchodząc do salonu po czym siada na sofie i ogląda mecz, a ja nie mam wyjścia i idę się ubierać, bo przecież on naprawdę jest gotów nie iść na ten obiad połączony z urodzinami. Staje przed szafą i zastanawiam się, co ubrać. Michał ma na sobie ciemne dżinsy i błękitną, elegancką koszulę więc ja nie mogę iść w byle czym. Przesuwając wieszaki mojej dość pokaźnej szafy wybór pada na rozkloszowaną od tali sukienkę z rękawem 3/4 w chabrowym kolorze. Wyciągam wieszak z ową sukienką, a z szuflady w komodzie cieliste rajstopy. Szybko idę do łazienki zrobić makijaż, uczesać się, ubrać oraz na paznokcie nałożyć nowy lakier, bo obecnego już prawie nie ma.
Dwadzieścia minut później idę do mojej sypialni po łańcuszek jaki dostałam od Kuby na urodziny rok temu i bransoletkę z zawieszkami po czym z szafy w przedpokoju wyciągam czarne szpilki i czarną skórzaną kurtkę. Ubieram wyciągnięte przed chwilą rzeczy, chwytam torebkę i wchodzę do salonu gdzie Michał dalej oglądał mecz.
- Jaki wynik?
- Zaraz będzie trójka do zera dla Polic – mówi patrząc na telewizor po czym przenosi wzrok z telewizora na mnie, a na jego twarzy pojawia się uśmiech – Ładnie wyglądasz.
- Dziękuje starałam się, bo w końcu będę twoją osobą towarzyszącą chociaż wcale tam nie powinnam iść.
- Znowu zaczynasz? – mówi przerywając mi zdanie.
- Idę na te urodziny tylko dlatego, że byś mi tu nie siedział przez całe popołudnie i jeszcze obiad bym ci musiała ugotować.
- No i by wyszło, że nie umiesz gotować – mówi śmiejąc się.
- Taaa idźmy już, bo nie wypada żeby na nas czekali.
Wyłącza telewizor po czym idzie się ubrać, a ja wyciągam z torebki klucze i czekam jak będzie gotowy żeby wyjść z mieszkania i zamknąć drzwi.
Piętnaście minut później jesteśmy pod mieszkaniem Ruszelów. Michał wolną ręką naciska na dzwonek, który rozbrzmiewa w mieszkaniu gospodarzy dzisiejszej imprezy, a chwilę później mała blondyneczka otwiera nam drzwi.
- Cześć Haniu – mówi Michał.
- Czesc ujek – odpowiada urocza dziewczynka uśmiechając się promiennie przy tym pokazując rząd malutkich, białych ząbków, a za nią staje jej tata.
- Haniu może byś zaprosiła gości do środka – mówi Sergiusz, a Michała prawa ręka ląduje na moich plecach i delikatnie daje mi do zrozumienia że mam wejść.
Wchodzimy do mieszkania w którym już słychać gwar rozmów zgromadzonych gości. Rozbieramy się z kurtek po czym Michał kuca przed malutką Hanią, która cały czas nas obserwowała.
- Ktoś mi tu mówił, że moja mała Hania ma dziś urodziny.
- Tlzy swecki będę dmuchać na torcie o tak – mówi Hania obrazując Michałowi jak będzie dmuchać świeczki poprzez nabranie w policzki powietrza i wypuszczenie go w szybkim tempie.
- Nie zapomnij pomyśleć sobie życzenia zanim zdmuchniesz świeczki. Tutaj masz prezent od wujka i tej cioci co stoi obok mnie – mówi Michał dając małej nasz wczorajszy zakup włożony do torby prezentowej z Myszką Miki.
- Haniu jak się mówi wujkowi? – pyta gospodyni, która pojawiła się w przedpokoju.
- Dziakuje – mówi Hania rzucając się Michałowi na szyje i całuje go w policzek – Ujek, a ta nowa ciocia to twoja nowa dziewcyna?
- Nie to moja koleżanka Berenika – mówi Michał, a ja kucam obok nich.
- Wszystkiego najlepszego Haniu – mówię uśmiechając się do dziewczynki, która dość nieśmiało się i do mnie uśmiecha po czym chwyta opakowanie z prezentem, które ciągnie za sobą po ziemi i najprawdopodobniej biegnie do swojego pokoju obejrzeć zawartość opakowania.
- Cieszymy się, że przyszliście, ale ten prezent był niepotrzebny – mówi pani Ruszel.
- Potrzebny, potrzebny, bo przecież są dzisiaj urodziny Hani, a solenizanci dostają prezenty – odpowiada Michał wstając – Agata poznaj Berenikę. To jest właśnie pierwsza pani statystyk Rzeczypospolitej.
- Cześć miło mi cię poznać – mówi średniego wzrostu blondynka podając mi swoją rękę, a ja ją lekko ściskam.
- Wzajemnie i przepraszam za kłopot.
- Jaki kłopot? Dla nas to przyjemność – mówi Sergiusz, a żona mu przytakuje.
- Kochani zapraszamy do salonu – dodaje Agata wskazując nam drogę do salonu.
Nie przypuszczałam, że będę tak świetnie się bawić z ludźmi, których poznałam zaledwie kilka godzin temu i że tak szybko zdobędę sympatie małej solenizantki, która po wyczerpującym dniu pełnym wrażeń zasnęła na moich kolanach kiedy oglądałyśmy w jej pokoju książkę z bajkami jaką dostała na urodziny. Była dopiero albo aż siódma jak weszłam do salonu w którym siedział już tylko Michał i Sergiusz gdyż resztę gości zdążyło już pójść do domu, a Agata przebierała Małą na śpiąco w piżamkę. Siadam obok Michała i chwytam za swoją szklankę z sokiem.
- Hania sobie ciebie upatrzyła i nawet nie miałaś chwili spokoju – mówi Sergiusz.
- Uwielbiam dzieci więc dla mnie to była przyjemność.
- Hania pewnie jutro będzie mówiła tylko o tobie – wtrąca Agata wchodząc do salonu.
- Cudowną macie córkę.
- O tak, ja też to potwierdzam – mówi Michał.
- Ty Michał też mógłbyś się już postarać o takiego małego bobasa zwłaszcza, że masz takie dobre podejście do dzieci, a latka lecą – mówi Agata puszczając oczko do Michała.
- Spoko ja mam jeszcze na to czas, a poza tym dobrze wiesz, że jak na razie trafiam na nieodpowiednie kobiety, które nie są „materiałem” na moją żonę – odpowiada wywołany do odpowiedzi Michał.
- A ty Berenika nie myślisz o dziecku? – pyta tym razem mnie Agata.
- Pewnie, że myślę, a raczej myślimy. Po tym jak mój narzeczony wróci z misji bierzemy ślub, a później będziemy chcieli jak najszybciej mieć małą pociechę. Kuba wychowywał się w Domu Dziecka, nie ma żadnej rodziny i zawsze marzył o wielkiej rodzinie więc u nas będzie na pewno troje dzieci, a może i nawet więcej. Obydwoje kochamy dzieci.
- Musi ci być trudno skoro Kuba wyjechał i go praktycznie nie widzisz.
- Nie jest lekko zwłaszcza tak teraz, kiedy nie mam od niego wieści blisko miesiąc.
- Jak będzie mógł to na pewno się odezwie, a ty musisz wyluzować, bo nie można się tak denerwować.
- Ja to wszystko wiem, ale gorzej wykonać.
Półgodzin później żegnamy się z gospodarzami po czym wychodzimy z ich mieszkania i idziemy do samochodu, którego Gogol zaparkował na parkingu przed blokiem. Szybko wsiadamy do samochodu gdzie Michał włącza ogrzewanie i nastawia cicho radio.
- No i co nie było tak źle, prawda? – pyta wyjeżdżając z parkingu.
- Nie było rewelacyjnie. Już dawno się tak dobrze nie bawiłam.
- A tak nie chciałaś jechać.
Stajemy na światłach, a w radiu spiker zaczyna wiadomości o godzinie dwudziestej. Zaczyna od zwykłych wiadomości z kraju jakie można było usłyszeć we wcześniejszych wiadomości po czym przechodzi do wiadomości ze świata.
- Wiadomości z ostatniej chwili. W miasteczku Ghazni położonym w wschodniej części Afganistanu doszło do wybuchu seri min-pułapek w którym poniosło śmierć kilku żołnierzy, a parunastu zostało rannych. Wśród żołnierzy są Polacy jak również Amerykanie i Afgańczycy. Więcej informacji postaramy się przekazać państwu w najbliższych informacjach.
Czuje jak moje serce zaczyna walić jak oszalałe, a z oczu leją mi się łzy. To właśnie w tej miejscowości stacjonuje Kuba i w tych godzinach co wybuchły miny-pułapki był w terenie, bo to jego zmiana…

*** 

Kristen: Znowu nas tu trochę nie było, ale cóż, w życiu nigdy nie ma tak łatwo, jakbyśmy chcieli. Jednak prędzej czy później napiszemy tą historię do samego końca. :)

Patex: Ja ze swojej strony mogę jedynie Was przeprosić, bo obsuwa w publikacji rozdziału jest tylko i wyłącznie z mojej winy... Wiecie jak to jest...

wtorek, 11 marca 2014

Statystyka siódma.

Michał

Nie widziałem się z Bereniką od tamtego przypadkowego spotkania w kawiarni, które w efekcie doprowadziło nas do jej mieszkania na herbatę, a raczej wino. Wyszedłem na istnego dupka, kamuflując się chwyconą pierwszą lepszą książką, która okazała się totalnie nietrafioną pozycją. Nawet nie chcę wiedzieć, co ona sobie o mnie pomyślała, a na pewno coś pomyślała, bo świadczył o tym jej niekontrolowany wybuch śmiechu. Cóż, mówi się trudno, przynajmniej miała powody do radości, bo ostatnimi czasy widywałem ją smutną i jakąś taką nieobecną. Skończyło się na tym, że oboje obróciliśmy „Klub mało używanych dziewic” w żart i zabraliśmy się za degustację czerwonego trunku. Muszę przyznać, że Pawłowska ma świetny gust, bo moczyliśmy swoje usta w wytrawnym Montepulciano, które uchodzi za jedno z najlepszych włoskich win! Pamiętam, że już kiedyś go próbowałem, było to bodajże na imieninach u Zbyszka Bartmana, i już wtedy bardzo mi zasmakowało. Od tamtego momentu go nie piłem, czyli jakieś dobre pół roku – widocznie takie wina kosztuje się tylko i wyłącznie w szczególnych okazjach, z wyjątkowymi ludźmi.
Kiedy opuszczałem mieszkanie mojej koleżanki po fachu, zegar wybijał godzinę pierwszą w nocy; aż normalnie było mi wstyd, że tak długo u niej się zasiedziałem, jednocześnie odbierając jej organizmowi najlepsze godziny snu. W tym całym „radosnym pijaństwie” nawet nie zauważyliśmy, że zrobiło się tak późno! Ale cóż mogliśmy począć, jeśli tak fajnie i swobodnie nam się rozmawiało na każdy temat, kiedy żartowaliśmy sobie ze wszystkiego i opowiadaliśmy różne śmieszne anegdotki, które miały miejsce w naszej pracy? Zachowywaliśmy się jak starzy, dobrzy kumple z piaskownicy, którzy przeszli już razem nie jedno. Sam się dziwiłem, że pomimo tak krótkiego czasu naszej znajomości, tak dobrze się dogadywaliśmy i rozumieliśmy…

            Chłopaki właśnie ciężko pracują na siłowni, żeby doszlifować swoje mięśnie i poprawić kondycję fizyczną. Pierwotnie miałem mieć dziś wolne, ale stwierdziliśmy wspólnie z Sergiuszem, że nie będziemy siedzieć w domu jak takie obiboki i też trochę poćwiczymy. Chociaż pewnie Sergio na brak zajęć w domu nie może narzekać, bo trzyletnia córeczka Hania stara się skupiać na sobie całą uwagę najbliższego otoczenia, by ciągle być w centrum zainteresowań. Plusem jest jednak to, że żona mojego kumpla, Agata, jest wobec niego bardzo wyrozumiała i doskonale rozumie system jego pracy, nie robiąc mu żadnych wyrzutów z powodu częstych wyjazdów czy też nawet pomeczowych wyjść do pubu z całą drużyną. Trzeba jej oddać, że pod tym względem jest fantastyczną kobietą, zresztą - w ogóle jest fantastyczna! Bardzo ważna jest dla niej rodzina i wszystkie wartości z nią związane, ceni sobie domowe ognisko i liczy się ze zdaniem małżonka. Z charakteru i zachowania trochę mi przypomina Berenikę, choć może się mylę… Ostatnimi czasy wszędzie ją widzę, i wszystko mi się z nią kojarzy, sam już nie wiem, dlaczego… Ale jeśli mam być szczery, kiedyś, w przyszłości chciałbym mieć taką żonę, jaką jest Agata Ruszel.
            Mój związek z Balbiną był totalną pomyłką, nie wiem jak mogłem być z kimś takim, ba! – nie wiem, jak w ogóle mogłem rozpaczać po jej odejściu! Może to, co powiem, wyda się brutalne i niedorzeczne, ale ona nie była warta ani mnie, ani żadnego mojego grosza – szkoda, że dopiero po czasie to zauważam, ale lepiej późno niż wcale! Cieszę się, że ta cała farsa się skończyła; teraz czuję, że odżyłem i nareszcie stałem się w pełni wolnym człowiekiem. Mogłem swobodnie myśleć o tworzeniu nowego związku, tylko póki co, nie ma dziewczyny, która zachciałaby ten związek ze mną tworzyć. To znaczy, może i gdzieś takowa jest i na mnie czeka, a ja nie wiem o jej istnieniu? Kto wie…
- Michał! Słuchasz mnie, czy nie?! – Sergio pomachał ręką przed moją twarzą, chcąc zapewne sprawdzić, czy kontaktuję.
- Cały czas… - bąknąłem.
- Tak?  To o czym mówiłem?
- Że masz najwspanialszą żonę na świecie i nie zamieniłbyś jej na żadną inną.
- To akurat prawda, ale chyba jednak mnie nie słuchałeś, bo ani słowem nie wspomniałem o Agacie.
- Sorry, stary, zamyśliłem się. – po chwili grania kozaka, przyznałem się bez bicia do swojej nieuwagi.
- Akurat zdążyłem to zauważyć, wiesz? Ostatnio ciągle chodzisz zamyślony…
- A, bo tak jakoś zrobiłem sobie rachunek…
- Sumienia? Bardzo dobrze, Święta za pasem, to i do spowiedzi iść trzeba. – zażartował.
- Nie no, miałem na myśli raczej inny rachunek… Rachunek mojego życia.
- I co Ci wyszło z tych kalkulacji? – dopytywał, wpatrując się w ekran monitora i klikając myszką podłączoną do laptopa marki Lennovo.
- Nic więcej, czego bym już nie wiedział.
- Dobra, Michu, ale powiedz, o co tak naprawdę chodzi, bo krążysz i drążysz…
- No, a o co może mi chodzić… O Berenikę.
- Ha! Wiedziałem! Zabujałeś się w niej.
- Nie przesadzajmy. Ja po prostu…
- Ma kogoś, czy jest wolna? – zapytał prosto z mostu.
- Ma.
- Cholera, to komplikuje całą sytuację. Nigdy jej tu, w Rzeszowie, z nikim nie widziałem i myślałem, że jest singielką. Widocznie jej facet mieszka w innym mieście, co?
- I to jeszcze jak daleko!
- Nie mów, że na drugim końcu Polski…
- Gorzej.
- Michał, nie odpowiadaj mi półsłówkami, bo w ogóle się nie dogadamy. Możesz jaśniej?
- Kuba, jej chłopak, jest żołnierzem.
- Aaa, to służba w wojsku przeleci raz-dwa; ale jakby nie patrzeć, do tego czasu jest wolna.
- Sergio, proszę Cię, nie podpuszczaj mnie. On nie jest takim zwykłym żołnierzem na zwykłej służbie; on wyjechał na misję do Afganistanu!
- O, kurde, szacun! Ja bym tak nie mógł… Wyjechać i zostawić wszystko…
- Ciebie to by nawet do wojska nie wzięli. – rzuciłem żartobliwie, jednak chwilę później tego żałowałem i zrobiło mi się głupio.
- Zostaw te kąśliwe uwagi dla siebie, kolego. – spojrzał na mnie spod byka, nie szczędząc zniesmaczonej miny.
- Sorry, poniosło mnie…
- Dobra, nieważne. I co tam z nimi?
- Ja wiem, że to nie moja sprawa i nie powinienem się wtrącać, no, ale zobacz, jak oni żyją?! Nie dość, że na odległość, to jeszcze w ciągłym strachu, obawie i niepewności o to, co będzie jutro. Z tego, co mi mówiła Berenika, rzadko ze sobą rozmawiają przez telefon, czy Skypa, bo tam nie wszędzie jest zasięg i WiFi. On, wychodząc rano z obozu, nie wie, czy wieczorem wróci do niego żywy, w jednym kawałku. Spełnia się zawodowo, jest tym pochłonięty bardziej niż nie wiem czym, a biedna Berka siedzi cały czas jak na szpilkach, zamartwia się i myślami ciągle krąży wokół niego… Mijają się bez przerwy, bo kiedy Bercia ma wolne i chciałaby z nim porozmawiać, on jest w szczycie misji; a z kolei kiedy on ma luźniejszą chwilę, to ona jest na meczu, albo kładzie się już spać…  Co to za życie, kiedy nie możesz być przy tej osobie wtedy, kiedy ona Ciebie potrzebuje; kiedy nie możesz być przy niej, wówczas gdy chciałaby żebyś był; kiedy nie ma jej wtedy, gdy Ty byś sobie tego życzył; kiedy odczuwasz natychmiastową potrzebę przytulenia się do niej, porozmawiania z nią, czy po prostu spędzenia trochę czasu w jej towarzystwie… Cholera, to jest trudne jak się o tym słucha, a co dopiero jak doświadcza się tego na własnej skórze. Nie wiem, czy mam jej współczuć, czy podziwiać za wytrwałość. Ja bym tak nie mógł, nie wytrzymałbym tej rozłąki. – skończyłem swój uzewnętrzniający monolog i zamilkłem.
- Osz, cholera. Nie sądziłem, że to aż tak poważna sprawa. – wydukał trwając w niemałym zaskoczeniu.
- Tak naprawdę, to chyba nigdy nie zrozumiem ile poświęcenia, wyrzeczeń i wielkich wyzwań wymaga związek na odległość, dopóki sam w takim położeniu się nie znajdę. Chyba nie chciałbym tak. – zawiesiłem na chwilę głos, lecz po chwili dodałem, jakby na potwierdzenie. - Nie, to nie dla mnie… Wyobrażasz sobie taką sytuację, że Ty mieszkasz tutaj, w Rzeszowie, a Twoja Agata mieszka i pracuje na drugim końcu Polski albo świata; że dzwonicie do siebie raz na tydzień, a widujecie się raz na dwa lata? – zapytałem przyjaciela.
- Stary, ja sobie nie wyobrażam, żeby Agatka mieszkała nawet w Łańcucie, a gdzie tu dopiero inna część kraju! Umarłbym z tęsknoty za nią! – uniósł trochę głos, by zaintonować istotność swoich racji. – Ale, tak sobie myślę i wiesz co? Wiesz jak teraz wygląda ich związek?
- No jak?
- Jakby go w ogóle nie było! Michał, nie widzisz tego, jak Berenika jest samotna i zagubiona? Nie widzisz, jak bardzo brakuje jej wsparcia i silnego, męskiego ramienia?
- Może widzę, a może ona się tak dobrze kamufluje?
- Nie pierdziel! Pomyśl, ale tak szczerze: kto ją wspiera? Kto daje jej poczucie bezpieczeństwa? Kto interesuje się jej pracą? Kto okazuje jej swoją pomocną dłoń w trudnych sytuacjach? Kto wypełnia jej każdą wolną chwilę? Kto chodzi z nią do kina, teatru, pubu czy na dyskotekę? Kto z nią po prostu jest? Odpowiedź jest jedna i prosta: NIKT! Bo jego tu nie ma, bo on nie istnieje tu fizycznie. I tak naprawdę nigdy nie zrozumie tego, jak bardzo Berenika się w tym ich związku męczy, jak bardzo tęskni, jak często płacze w poduszkę z rozpaczy, tęsknoty i obawy o jego życie - a dam sobie rękę uciąć, że przy takim obrocie sprawy, na pewno tak jest! Michał, to nie związek, to męczarnia; to coś, co nie istnieje. - skończył swoją wypowiedź i jeszcze przez długi czas patrzył poważnym wzrokiem na moją twarz. Zaskoczył mnie; zaskoczył i jednocześnie zadziwił, bo aż nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć.
- Skąd u Ciebie, Sergiusz, taka dogłębna analiza?
- Jak się ma żonę psycholożkę, to się wszystko wie. – uśmiechnął się dumnie na samo przywołanie myślami swojej małżonki. – Wiesz, nasłuchało się trochę w domu różnych opowieści, więc skonstruowanie odpowiednich wniosków dla tego przypadku było dla mnie w tym momencie bułką z masłem.
- No i co ja mam Ci teraz powiedzieć, co? Że w Twojej teorii jest wiele racji?
- No, najlepiej by było. – zachichotał. – Mam nadzieję, że choć trochę Ci pomogłem i że będziesz wiedział, co robić…
- Stary, rozumiesz mnie jak nikt inny, niemal bez słów…. Powinieneś dostać medal za najlepszego przyjaciela na świecie!



Berenika
Kolejny trening przed meczem z Karpatkami, jak to dziewczyny nazywają zawodniczki z Karpat Krosno, za nami. Ostatnio większość czasu spędzam w klubie czy w większych skupiskach ludzi. Nie mogę siedzieć w domu sama, bo za dużo myślę, a w mojej głowie rodzą się złe wizje. Nie mam z Kubą żadnego kontaktu od prawie miesiąca. To zbyt długo. Rozumiem, że są problemy z łącznością i różne inne utrudnienia, ale strach o niego dopada mnie nawet we śnie. Śni mi się, że idę przez jakąś pustynie z ciężkim karabinem w ręku. Dochodzę do jakiegoś skupiska mężczyzn i się przebijam do wewnątrz. W środku zastaje widok, na jaki moje serce zamiera. Na środku tego skupiska ludzi klęczy Kuba, w mundurze i z założonymi rękami na kark, a ktoś wyglądający na terrorystę mierzy z broni prosto w jego głowę. Krzyczę, błagam o litość, ale jakby nikt mnie nie widział i nie słyszał. Nie mogę się ruszyć i zasłonić go własnym ciałem, przez co zaczynam płakać z bezsilności. Nagle pada strzał, a ja się budzę w środku nocy wystraszona, z mocno bijącym sercem i mokrymi policzkami od łez. Nie potrafię już zasnąć i do rana siedzę na łóżku, zajmując swoją głowę pracą. Zbyt długo nie miałam z nim kontaktu dlatego zaczynam z lekka wariować i to się odbija na moim zdrowiu.
Dzisiaj zamiast iść do domu wybrałam się do Galerii Rzeszów na tournee po sklepach. Nie wiem czy zakup nowego ubrania i fryzjer mi pomoże w nabraniu dystansu i uspokojeniu się, ale warto spróbować. Postanowiłam zacząć od fryzjera, bo końcówki moich włosów wręcz błagają o cięcie, gdyż są w tragicznym stanie. Wchodzę do zakładu i z marszu siadam na fotel, na którym miła fryzjerka zajmuje się moimi włosami. Najpierw je myje, później podcina końcówki, a na samym końcu modeluje i suszy. Humoru wcale nie poprawiło, ale przynajmniej zadbałam o włosy. Po zapłaceniu za usługę w zakładzie fryzjerskim ruszam dalej. Nogi niosą mnie do Empiku, w którym to przeglądam nowości książkowe. Nagle ktoś mnie łapie za rękę, a ja się wzdrygam.
- Spokojnie to tylko ja – mówi uśmiechnięty Michał stojąc po mojej prawej.
- Co tu robisz oprócz tego, że mnie śledzisz i straszysz?
- Ja cię nie śledzę tylko to ty za mną chodzisz.
- Ja?
- Dobra nie ważne kto kogo śledzi i za nim wchodzi. Przyszedłem po „Przegląd Sportowy”, a przy okazji na małe zakupy.
- To tak jak ja tyle, że małe zakupy są wywołane tym, że nie chce siedzieć w czterech ścianach i za dużo myśleć. Kuba dalej nie daje żadnego znaku życia.
- W końcu jakoś się z tobą skontaktuje.
- Mam nadzieje, bo ja już z nerwów i strachu chodzę po ścianach.
- Wyluzuj, bo stres na ciebie źle wpływa. Czyli, że ci się nigdzie nie spieszy?
- Na to wygląda.
- To dobrze się składa, bo zostałem zaproszony na jutro do znajomych na obiad połączony z urodzinami ich córki i kompletnie nie wiem co mam kupić małej damie.
- A ile ta mała dama ma lat?
- Hania kończy właśnie trzy latka.
- Dla takich dzieci można wszystko kupić w sklepie Smyk jak już jesteśmy w galerii.
- Ale ja ginę wśród tych zabawek. Hania nie bawi się kolejką czy resorówkami, a zabawki dla dziewczynek to nie moja bajka. Mam dwóch bratanków i dla nich potrafię coś kupić, ale Hania dla mnie jest wyzwaniem. Nie byłabyś tak miła i mi nie pomogła?
- Co byś ty zrobił jakbyś mnie nie spotkał?
- Spędził najbliższe godziny w sklepie zabawkowym między lalkami  i nie wiedział co kupić.
- No to dalej idziemy do sklepu z zabawkami.
Po spędzeniu dwudziestu minut między pluszakami, lalkami czy jeszcze innymi zabawkami wyszliśmy ze sklepu z lalką, która sika, płacze, mówi i można ją karmić. Jednym słowem wujek Michał zaszalał. Później poszliśmy jeszcze na szybkie zakupy do mieszczącego się w galerii sklepu spożywczego „Piotr i Paweł”, po którym Michał zawiózł mnie swoim samochodem pod blok.
- Tak właściwie co jutro robisz? – pyta parkując pod blokiem.
- Nie mam planów.
- To świetnie się składa. Pójdziesz ze mną na urodziny.
- No jasne, już lecę. Sergiusza znam tylko dlatego, że mi go kiedyś przestawiłeś więc tyle co nic, a już nie mówię o jego żonie czy córce.
- Sergiusz i Agata to bardzo mili i serdeczni ludzie i na pewno się ucieszą jak przyprowadzę im jeszcze jednego gościa, a zwłaszcza Hania się ucieszy, bo ona bardzo lubi nowe ciocie.
- Michał dziękuje, ale nie. Posiedzę w domu posprzątam, bo jutro w końcu sobota.
- Naprawdę nie dasz się namówić?
- Dziękuje, ale nie. Dziękuje za towarzystwo przez te kilka godzin i do zobaczenia – mówię otwierając drzwi od jego Forda.
- To ja dziękuje za pomoc przy prezencie. Do szybkiego zobaczenia i dobrej nocy.
- Dobranoc – mówię wysiadając z jego samochodu po czym z siatkami idę do mojego mieszkania.

***

Kristen: Moja wena jak zakoś ostatnimi czasy jest daleko ode mnie więc znowu muszę Was przeprosić za takie duże opóźnienie. ^^ Przestanę obiecywać poprawę to może będą jakieś rezultaty. :D



Patex: Naprawdę nie wiem, co mam Wam napisać - oprócz tego, że opóźnienie publikacji jest z mojej winy. :P Ale może w końcu przestaniemy lamentować tutaj z Krysią, bo przecież fajnie się czyta Berenikę i Mieszka, prawda? :-)



wtorek, 4 lutego 2014

Statystyka szósta.

Berenika:

Sezon zaczął się na dobre, rozegrano cztery kolejki i w związku z tym mam masę pracy związanej z analizą gry naszego zespołu jak również szukaniem informacji o przeciwniczkach. W pierwszej lidze kobiet program Data Volley nie jest popularny i tylko dwa zespoły w tym nasz ma wakat statystyka. Jesteśmy jedynym zespołem, który używa programu używanego w profesjonalnych ligach więc też i prekursorem. Wiążę się to z tym, że często przygotowując się do meczu zaczerpujemy informacji o przeciwniczkach od naszych doświadczonych siatkarek, które grały już w pierwszej lidze czy trener przedstawiał swoje informacje jakie zdobył z obserwacji. W czasie meczu z obserwacji możemy korygować taktykę jeżeli została błędnie obrana. W rundzie rewanżowej nasza sytuacja będzie już o wiele lepsza, bo będziemy dysponować nagraniami jakie będę rejestrować podczas pierwszej rundy, a siatkarki dostaną już gotowe materiały tak jak to bywa w profesjonalnych klubach. Klub sprawił mi nowy laptop po ostatnich perypetiach, bo jak się okazało naprawa starego przewyższa koszty zakupu nowego. Póki co praca ze starszą wersją programu niż ta na jakiej mnie uczono na kursie we Włoszech idzie coraz lepiej. Duża w tym zasługa Michała do którego mogę się zwrócić z każdym pytaniem i nigdy mnie nie zbywa chociaż jest bardzo zabieganym człowiekiem. Plus Liga i Liga Mistrzów to już poważne wyzwanie i sporo pracy polegającej na oglądaniu i analizowaniu meczów przeciwników żeby zawodnicy Resovii dobrze skakali do bloku czy bronili odpowiednie części boiska po których to przeciwnik lubi atakować. Cztery kolejki ligowe pozwoliły Developresovi zgromadzić jedenaście punktów. Całkiem niezły bilans jak na beniaminka pierwszej ligi i mnie w roli statystyka. Póki co klub nie znalazł nikogo na miejsce Mateusza więc pełnie role statystyka robiąc przy tym nie małą „furorę” w środowisku siatkarskim, bo jestem pierwszą kobietą w Polsce, która zajmuje się statystyką. W innych krajach nie ma w tym nic dziwnego, a reprezentacja Brazylii ma nawet dwie panie, które zajmują się rozpracowywaniem innych reprezentacji na czynniki pierwsze. Tylko w Polsce się utarło, że to taki męski zawód więc jestem w centrum zainteresowania.
Siedzę w mojej ulubionej kawiarence „Melodia” w której przeważnie spotykam się z Nicolą na kawę i plotki. Przede mną stoi latte i szarlotka z bitą śmietaną. Tym razem nie czekam na Nikole. Przyszłam tutaj dla relaksu i nie siedzenia samej w czterech ścianach. Przyjaciółki mają swoje życie, pracę, narzeczonych czy chłopaków i nie często mamy dla siebie czas więc czasami mi się po prostu nudzi. Gdyby był Kuba to cały swój wolny czas poświęcałabym właśnie jemu, a tak pozostaje mi odliczanie dni do jego powrotu czy rzadkie rozmowy przez Skype. Siedząc w kawiarni czytałam wywiad, który przeprowadzono ze mną po ostatnim meczu dla „Przegląd Sportowy”. Wywiad jest o tym jak to zostałam pierwszą kobietą statystykiem w polskiej lidze siatkówki. Podoba mi się co jest w nim zawarte, bo pokazuje moją trudną drogę od załamanej siatkarki z kontuzją, która myślała, że z siatkówką będzie miała kontakt na zasadzie kibica do obecnej posady stażystki pełniącej rolę statystyka klubu, który pretenduje do Orlen Ligi. Kiedy czytałam dalsze informacje sportowe przed moim stolikiem ktoś stanął tak, że zasłonił mi światło padające z lampy umieszczonej wysoko na suficie. Zadzieram głowę do góry i widzę przed sobą uśmiechniętego Michała Gogola.
- O, cześć Michał.
- Cześć – odpowiada posyłając przy tym uśmiech.
- Co tu robisz?
- Przyszedłem na kawę i ciasto do mojej ulubionej kawiarni dla relaksu przed kolejną analizą gry zespołu z Budvy. Podszedłem się tylko przywitać i idę już usiąść do swojego stolika, bo pewnie czekasz na kogoś.
- Na nikogo nie czekam. Jeżeli nie jesteś z nikim umówiony to siadaj ze mną i dotrzymaj mi towarzystwa.
- Nie będę ci przeszkadzać?
- Ale w czym niby? W pakowaniu w siebie kalorii i piciu kawy? Raczej mi umilisz tą czynność.
- W takim bądź razie dziękuje za zaproszenie do stolika – odpowiada zawieszając kurtkę na oparciu po czym siada naprzeciwko mnie, a kelnerka pochodzi i zbiera od niego zamówienie, które jest dokładnie takie samo jak moje – Co tu robisz sama w poniedziałkowe popołudnie?
- Nie chciałam siedzieć sama w czterech ścianach i bezmyślnie wpatrywać się w telewizor więc wyszłam do ludzi.
- Lepsze to niż siedzenie samej w domu. Tylko czemu siedzisz sama?
- Tak się złożyło, że moja rodzina mieszka w małej zachodniopomorskiej miejscowości Nowe Warpno.
- Pochodzisz z Nowe Warpno? – pyta przerywając mi odpowiedź na jego pytanie.
- Tam się urodziłam, chodziłam do szkoły i po maturze wyjechałam na studia do Katowic.
- Jaki ten świat mały! – mówi cały zadowolony z siebie, a po chwili dodaje – Ja jestem ze Szczecina.
- Naprawdę?
- Tak urodziłem się i wychowałem, a nawet studiowałem elektronikę w Szczecinie. Grałem parę sezonów w Morze Bałtyk na rozegraniu, ale to amatorsko raczej.
- Też grałam na rozegraniu na początku w Policach później zmieniałam kluby, ale to już wiesz z wywiadu i jak się moja przygoda z siatkówką zakończyła też.
- Nic miłego.
- W dalszym ciągu po nocach śni mi się jak lekarz mówi, że to koniec.
- U mnie było inaczej. Mój wzrost i umiejętności nie były odpowiednie więc próbowałem czegoś innego. W 2008 roku zostałem szkoleniowcem i tak się zaczęło, że przez AZS Częstochowa i reprezentacje kobiet trafiłem do Rzeszowa i nie żałuje, bo to miasto powoli wyrasta na stolice polskiej siatkówki.
- Całkiem z powodzeniem rozwija się twoja kariera.
- Nie narzekam.
- Oby moja się tak potoczyła, że przynajmniej będę miała prace.
- Po artykule chyba nie będziesz miała z tym problemu.
- Taa zrobiło się nie małe zamieszanie wokół mnie.
- To chyba całkiem pozytywne. Może więcej dziewczyn nie będzie się bało iść w twoje ślady.
- Jak będzie je na to stać. Do tej pory nie spłacam mój kredyt za program, bo inaczej nie mogłabym jechać na szkolenie, które i tak było na najnowszej wersji której w Polsce jeszcze nie ma, a starsza odbiega w niektórych funkcjach więc muszę korzystać z twojej pomocy i ci zawracać głowę.
- Nie zawracasz, a ja mam satysfakcje z tego, że mogę pomóc chociaż trochę. Masz racje, że ten zawód jest dla bogatych. Ja się uczyłem na demówkach i ciężko było później mi ogarnąć cały program. Pisze też swoje programy statystyczne, którymi ułatwiam sobie życie.
- Ile masz swoich programów?
- Taki dobry to w sumie jeden.
- Musisz mi kiedyś pokazać, co tam stworzyłeś ciekawego. Może kiedyś wszyscy statystycy będą korzystać z twojego programu.
- E tam. Mi pomaga, ale się nie nadaje do rozpowszechniania.
- To już ocenią inni.
Rozmawiając dalej o życiu w Rzeszowie, statystyce i naszych rodzinnych stronach wypiliśmy kawę, zjedliśmy szarlotkę, a Michał zamówił po jeszcze jednym kawałku. Miło spędziliśmy czas dopóki pani kelnerka grzecznie nas wyprosiła z kawiarni ponieważ zamykali. Z tego wszystkiego straciliśmy rachubę czasu. Po zapłaceniu rachunków wyszliśmy z kawiarni po czym popatrzyłam na wyświetlacz komórki. Była dwudziesta pierwsza. Bardzo późna pora jak na samotne spacery po mieście więc trzeba łapać jakąś taksówkę tyle, że noc jest taka ciepła i piękna, że chętnie bym się przeszła.
- W która stronę idziesz? – pyta jednocześnie zapinając swoją czarną kurtkę.
- Mieszkam na osiedlu Kmity.
- Dawniej Gwardzistów?
- Tak.
- No to czyli idziemy w tym samym kierunku.
- Na to wygląda – odpowiadam uśmiechając się po czym ruszamy w stronę domu. Znowu rozmawiamy o nowinkach technicznych czy sposobie pozyskiwania nagrań meczy różnych zespołów. Mi póki co to nie jest potrzebne, ale kto wie co będzie w przyszłości i czy taki zasób informacji mi się nie przyda. Idąc krokiem spacerowym dotarliśmy w końcu pod moją klatkę – Dziękuje za miły wieczór i odprowadzenie mnie. Wcale tak bardzo po drodze nie miałeś.
- To raczej ja powinienem podziękować za miły wieczór, bo pewnie bym zjadł ciastko, wypił kawę, poszedł do domu i oglądał mecze, a tak przynajmniej się rozerwałem. Dobrej nocy Berenika.
- Dobranoc – odpowiadam uśmiechając się po czym wchodzę po trzech betonowych stopniach, staje przed drzwiami klatki i szukam w torebce kluczy.
- Berenika? – słyszę jak woła mnie po imieniu więc się odwracam w stronę gdzie jeszcze przed chwilą staliśmy obydwoje - Dałabyś się jeszcze kiedyś zaprosić do kawiarni na latte i szarlotkę?


Michał:

 - Berenika? – zawołałem pod chwilą impulsu, kiedy widziałem, że szamocze się jeszcze ze znalezieniem kluczy w torebce. Ach, te kobiety – w ich wielkim królestwie znajdziesz wszystko, tylko nie to, czego akurat w danym momencie potrzebujesz.
- Hm? - odwróciła się z gracją w moją stronę, z wymalowanym pytaniem na twarzy.
- Dałabyś się jeszcze kiedyś zaprosić do kawiarni na latte i szarlotkę? – spojrzałem na nią wyczekująco, nabierając coraz większych obaw, że źle zrobiłem wypalając z tym pytaniem. Cholera, mogłem się ugryźć w język!
- Z przyjemnością. – odpowiedziała z entuzjazmem, uśmiechając się promiennie.
- Cieszę się.
- A może…? – zeszła z betonowych stopni i zbliżyła się do miejsca, w którym stałem, trzymając nieporadnie torebkę w ręku.
- Może, co?
- A może Ty dałbyś się zaprosić na herbatę malinową i Delicje?
- Bardzo chętnie, może być i taki zestaw, ja nie widzę problemu. – roześmiałem się, przypominając sobie scenkę z Tesco, kiedy to Pawłowska buszowała na dziale ze słodkościami. - To zdzwonimy się kiedyś, co nie?
- Och, Gogol! – przewróciła teatralnie oczami. – Nie kiedyś. Teraz.
- Teraz? – zapytałem zaskoczony.
- A czy ja niewyraźnie mówię? No teraz, teraz.
- Ale przecież zaraz będzie cisza nocna…
- No i co z tego? Sugerujesz, że będziesz się zachowywał w moim mieszkaniu jak jakiś goryl King-Kong, dewastujący wszystko, co spotka na swojej drodze, aż w końcu sąsiedzi zainterweniują w tej sprawie, wzywając policję i Towarzystwo Opieki Nad Zwierzętami? – rzekła z pełną powagą, mając mnie pewnie za jakiegoś… sam już nie wiem, kogo.
- Nie, nie to miałem na myśli. – odezwałem się zgaszony, a ona wybuchła gromkim śmiechem.
- Dlaczego się ze mnie nabijasz?
- Jakbyś widział swoją przerażoną minę parę sekund temu, to uwierz mi, też nie mógłbyś się powstrzymać.
- I, przepraszam bardzo, ale jakaś wizja o dzikich małpach tak bardzo Cię rozbawiła?
- Tak, właśnie tak. – potwierdziła, chichocząc w dalszym ciągu pod nosem.
- No ładnie, to ja Ci tu pomagam w nauce, udzielam Ci darmowych korepetycji, udzielam Ci porad, zdradzam Ci sekretne tajniki każdego scouta, a Ty mi się tak odpłacasz? – spojrzałem na nią z udawanym gniewem.
- Oj, Mieszko… Na żartach się nie znasz? – nagle spochmurniała i spuściła głowę, by ponownie zanurkować we wnętrznościach wielkiej torby. Spaliła buraka, jak nic!
- Teraz jesteśmy kwita. – dodałem, a po chwili zaniosłem się głośnym rechotem.
- Zrobiłeś mnie w bambuko, Gogol! – uderzyła mnie swoim workiem w ramach złości, strzelając, tak bardzo powszechnego w dzisiejszych czasach, udawanego focha.
- Będziemy tak stać, czy wejdziemy na tę herbatę? – zmieniłem łagodnie temat.
- Jak znajdę klucze, to wejdziemy. – odparła sarkastycznie.
- Matko, jeszcze ich nie znalazłaś? Pospiesz się, bo w takim przypadku zastanie nas nie tylko cisza nocna, ale też i północ. –  poganiałem ją, nie szczędząc żartów.
- Mam! – wydała nagle okrzyk radości, wyjmując dwa pojedyncze metalowe otwieracze. - Muszę sobie kupić jakiś brelok, żeby je zahaczyć i mieć w jednym miejscu.
- I to szybko, bo jeszcze kiedyś je zgubisz totalnie i będziesz musiała dzwonić po ślusarza, żeby uaktywnił Ci drzwi. Jakby co, mam namiary na dobrego fachowca. – dodałem, by jeszcze bardziej ją podrażnić.
- Mam nadzieję, że nie będę musiała takowego telefonu wykonywać. – wygięła usta w ironicznym uśmieszku i otworzyła wejście do klatki.
- Winda czy schody? – wskazałem głową na środek lokomocji, którym musimy dostać się na piąte piętro.
- Schody. Trzeba spalić te dwa kawałki szarlotki. – zdecydowanym krokiem ruszyła w ich stronę.
- A to nie spaliliśmy tych kalorii podczas spaceru?
- Możliwe, aczkolwiek jeśli zamierzamy jeść jeszcze ciastka, to musimy pozbyć się ich na zapas.
- Zawsze jesteś taka dokładna i obliczona? – zapytałem, łapiąc szybko oddech między trzecim a czwartym piętrem.
- Staram się, ale nie zawsze mi to wychodzi.
Kiedy już znaleźliśmy się w jej mieszkaniu, najpierw zdjęliśmy nasze okrycia wierzchnie i buty, po czym zaprowadziła mnie do małego salonu, gdzie miałem się chwilowo rozgościć, bo ona sama zniknęła gdzieś w kuchni. Muszę przyznać, że od samego wejścia widać tutaj kobiecą rękę; wszystkie elementy wystroju wnętrza idealnie ze sobą współgrają, idealnie się komponują i - kiedy trzeba – też uzupełniają. Ciekawe, czy sama to zaprojektowała? Sprawia wrażenie kobiety z duszą artystyczną, wiec kto wie, całkiem możliwe…
Podszedłem do komody, na której stały liczne statuetki Bereniki, które zapewne zdobyła, zanim nabawiła się tej nieszczęsnej kontuzji. Na ścianie wisiały również oprawione w antyramy jej zdjęcia i dyplomy z czasów aktywnego uczestnictwa w siatkówce żeńskiej. Szkoda mi dziewczyny, bo widać w niej ogromny potencjał; potencjał, którego niestety już nigdy nie wykorzysta na boisku. Dobrze, że może angażować się w życie sportowe z tej drugiej strony, zupełnie jak ja…
Zerknąłem jeszcze raz po pomieszczeniu w celu zawieszenia wzroku na czymś na dłuższy czas i moją uwagę przykuła pewna złota ramka z umieszczoną wewnątrz fotografią Bereniki i jej chłopaka, odzianego w wojskowy mundur. To zdjęcie wyrażało więcej, niż tysiąc słów; ona – radosna, szczerze uśmiechnięta, szczęśliwa; on – poważny, z zachowaną kamienną twarzą i smutnymi oczami, w których ewidentnie można zaobserwować niepokój i lęk.
- Mieszko, mamy problem. To znaczy, ja go mam. – usłyszałem zbliżający się głos dziewczyny, w związku z czym pospiesznie chwyciłem pierwszą lepszą książkę do ręki i udawałem, że zainteresowała mnie jej treść.
- Jaki? Co się stało? – włączyłem się do rozmowy, odrywając oczy od „lektury.”
- Małe paux pas. Przeszukałam całą kuchnię i okazuje się, że nie mam herbaty, ale...
- No trudno, to w takim razie pójdę już do domu. – wtrąciłem, nie dając jej dokończyć myśli.
- Jak to? – zapytała zmartwiona, marszcząc brwi.
- Zaprosiłaś mnie na herbatę, a skoro jej nie ma, to nic innego nie wchodzi przecież w grę. – kąciki moich ust uniosły się ku górze.
- Michał, znowu to robisz!
- Ale co?
- Nabijasz się ze mnie!
- Gdzieżbym śmiał! W żadnym wypadku! – uniosłem do góry ręce w stylu "to nie ja", oczyszczając siebie z winy.
- Dobra, dobra. Herbaty w asortymencie brak, ale za to mam coś lepszego. - wynurzyła zza pleców butelkę czerwonego wina i ukazała mi szereg swoich białych zębów, które okalał radosny uśmiech.
- Ou, winko. Dobrze, że nie whisky z colą. – podsumowałem, chcąc kolejny raz z niej zażartować.
- Spokojnie, nawet gdyby to było to śmierdzące świństwo, to i tak mam przewagę, bo jestem u siebie i w razie czego mam całą szafę innych bluzek na zmianę. – sprytnie odbiła piłeczkę, rozszyfrowując me zamiary.
- Przebiegła lisica z Ciebie, Bereniko.
- Myślisz, że tylko Ty jesteś taki dowcipny? Ja też potrafię czasami kogoś zgasić, ale podkreślam, tylko czasami. – roześmiała się i podeszła bliżej, by położyć na ławie trunek wraz z dwoma kieliszkami. – O, widzę, że spodobała Ci się książka...
- A, tak, przekartowałem ją i mnie bardzo zaciekawiła. – czując się lekko zakłopotany, skłamałem, bo przecież nie przyznam się do tego, że lustrowałem jej zdjęcie. Stanęła obok mnie i chwyciła opowieść do ręki, kierując stronę tytułową frontem do mnie.
- „Klub mało używanych dziewic”? Serio to Cię tak wciągnęło? Nie ściemniaj, bo i tak Ci nie uwierzę. – znowu się ze mnie śmiała, a ja czułem, że spaliłem buraka, tak jak ona przed niecałymi trzydziestymi minutami.

*** 

Kristen: W końcu szósty rozdział opublikowany. Wszystkie zażalenia proszę kierować do mnie, bo to ja zawaliłam. Wena mnie całkowicie opuściła i raczyła sobie dopiero przyjść w weekend. Na solowych opowiadaniach publikuje regularnie, bo na całe szczęście mam tam duży zapas, a u mnie bez tego ani rusz w momentach krytycznych których jest coraz więcej.

Patex: A jak tam nie narzekam. Krysia jak zwykle ma jakieś dziwne filozofie. :D
Dodam od siebie może tylko tyle, że to opowiadanie zaczęło żyć swoim życiem, którego nie jesteśmy w stanie już kontrolować, bo nie tak miała się toczyć znajomość Bery i Michała... :] Ale spokojnie, już my coś wymyślimy! :D