Berenika
Nadszedł dzień mojego douczania u
statystyków Resovii. Sekretarka prezesa przekazała mi dzisiaj rano adres pod
jaki miałam się wstawić na godzinę 16. Nie był to adres siedziby Resovii tylko
jednego z nowo wybudowanych rzeszowskich osiedli. Po uprzedniej wizycie w Tesco
gdzie poszłam zakupić ciastka jako pomoc w lepszym przyswajaniu nowych
wiadomości zawędrowałam na osiedle Zawiszy. Stanęłam przed klatką, której adres
widniał na mojej karteczce. Podeszłam pod drzwi, a kiedy miałam naciskać na
domofonie guzik z cyferką siedem ktoś wyszedł z klatki więc skorzystałam i
weszłam do środka. Kiedy byłam już w środku poprawiłam włosy potargane przez
wiatr wiejący w Rzeszowie dość intensywnie od paru dni, a usta przeciągam
bezbarwną pomadką do ust. Teraz jestem już gotowa. Poprawiłam klubowy laptop
jaki wisiał na moim ramieniu w specjalnej torbie do jego przenoszenia po czym
zaczęłam się wspinać po schodach na odpowiednie piętro. W końcu stanęłam pod
drzwiami oznaczonymi cyfrą 7 po czym nacisnęłam na dzwonek znajdujący się po
prawej stronie szerokich i ciemno brązowych drzwi. Po chwili drzwi się
otwierają, a w nich staje nie kto inny tylko oprawca mojej bluzki, który jest
wyraźnie w szoku, że mnie widzi.
- Cześć, znowu się spotykamy, nie? – odzywam się kiedy już do mnie dochodzi, że jednak los po raz kolejny skazuje nas na spotkanie.
- Co ty tutaj, u licha, robisz?! Dałem ci za mało kasy za tę bluzkę, czy jak? – pyta z lekka zirytowany.
- Nie, z bluzką wszystko jest okej.
- To nie rozumiem dlaczego mnie nachodzisz w moim prywatnym mieszkaniu! W ogóle, skąd miałaś mój adres?!
- Przyszłam na douczenie. To ja jestem statystykiem z Developresu. To mogę wejść czy to douczanie będzie się odbywało na klatce schodowej?
- Nie no jasne wejdź – mówi przesuwając się na bok, a ja wchodzę do przedpokoju mieszkania statystyka Resovii. Po lewej stronie na całej ścianie znajdowała się duża szafa z przesuwanymi drzwiami i lustrem, a kiedy się kończyła ściana było przejście na dalszą część mieszkania. Po prawej stronie drzwi prowadzące do kuchni i otwarty salon. Na wprost znajdowały się drzwi pewnie do łazienki – Nie spodziewałem się, że to będziesz właśnie ty.
- Lepiej powiedz, że nie spodziewałeś się, że to kobieta będzie statystykiem.
- Przyznam, że spodziewałem się tutaj młodego chłopaka, studenta wychowania fizycznego, który nie może zostać siatkarzem więc chce być od tej drugiej strony.
- Powiedzmy, że płeć się nie zgadza.
- No to w takim bądź razie wejdź dalej, do salonu – mówi wskazując na pokój po mojej prawej stronie, a ja wchodzę do salonu, który okazuje się być połączony z kuchnią. Widząc rozłożony sprzęt na stole podchodzę do niego – Już wszystko przygotowałem żeby nie tracić czasu.
- Przyniosłam nasz klubowy sprzęt.
- Wszystko na jednym?
- Nie stać nas na przynajmniej dwa laptopy z oprogramowaniem. Nie jesteśmy najbogatszym klubem w lidze tak jak Resovia – mówię stawiając torbę z laptopem na stole.
- Napijesz się kawy, herbaty czy czegoś zimnego?
- I co znowu na mnie wylejesz?
- Uh! Dziewczyno jakkolwiek masz na imię zrozum, że na co dzień nie jestem fajtłapą, który wylewa zawartość szklanki na kogoś czy na siebie. To, że cię kiedyś oblałem szkocką z lodem to był czysty przypadek. Zrobiłaś aferę na cały lokal, a twoje koleżaneczki tylko w tym pomogły.
- Oj nie wyolbrzymiaj sprawy.
- No dobra słyszało pół lokalu.
- Może mnie poniosło i nie mogłam zapanować nad tym co wygadują moje przyjaciółki, ale ty też mógłbyś uważać zwłaszcza, że w tym dniu było dużo ludzi w klubie.
- To oczywiście moja wina tak?!
- No sama sobie nie wylałam na bluzkę zawartości twojej szklanki, a jak planowałeś sobie, że tym tanim chwytem mnie poderwiesz to się grubo myliłeś.
- Nie schlebiasz sobie? Poderwać, dobre sobie. W momencie kiedy się potknąłem zobaczyłem cię pierwszy raz.
- Przepraszam – mówię po dłuższej chwili wymiany spojrzeń typu „zginiesz marnie”.
- Za co?
- Za to, że na ciebie tak napadłam w klubie, za moje przyjaciółki i za to co powiedziałam przed chwilą. Przepraszam.
- Przeprosiny przyjęte. Zacznijmy jeszcze raz – mówi podchodząc do mnie – Michał Gogol, ale wszyscy mówią na mnie Mieszko – odpowiada po czym wyciąga dłoń w moją stronę.
- Berenika Pawłowska – odpowiadam podając swoją dłoń, a on zamiast ją lekko uścisnąć podnosi do ust i całuje moją dłoń. Chyba go trochę źle oceniłam przy pierwszym spotkaniu, bo takiej kultury osobistej brakuje w obecnych czasach wielu mężczyzną.
- To co się napijesz?
- Poproszę zieloną herbatę jak masz, a jak nie to może być zwykła.
- Zielonej nie bardzo, ale mam jakieś smakowe.
- W takim razie obojętnie jaką – odpowiadam, a on przechodzi do aneksu kuchennego. Za ten czas co go nie będzie mam nadzieje, że się rozłożę z tym sprzętem, który przy tym co leży na stole jest dobry dla juniorskiej drużyny, a nie klubu, który ma aspiracje gry w najwyższej lidze. Po pięciu minutach wraca do salonu z tacką na której ma dwa parujące kubki i cukierniczkę – No proszę nawet kubek z herbatą serwuje mi z logiem Resovii.
- Wiele rzeczy mam z klubowym logo.
- Nie mów, że nawet szczoteczkę czy pościel masz z logo klubu w którym pracujesz.
- A chcesz się przekonać?
- Nie!
- Głupio to zabrzmiało.
- No raczej. Lepiej zajmijmy się tym po co tu przyszłam. Szkoda twojego i mojego czasu.
- Tak zaczynajmy – odpowiada kiedy ja siadam na jednym z krzeseł po czym wyciągam moje notatki z kursu, które może będą przydatne. Przypominam sobie o Delicjach, które zakupiłam przed przyjściem tutaj.
- Nie lubię przychodzić do kogoś bez niczego dlatego kupiłam coś dla milszego przyswajania wiedzy – mówię kładąc ciastka na stole, a on się uśmiecha siadając obok mnie na stołku – Co się tak uśmiechasz? Wygłupiłam się czy to jakiś sponsor Resovii o którym nie wiem?
- Taa aż takiego parcia na szkło marketingowo to nie mamy.
- Nie lubisz Delicji?
- Lubię wszystkie słodycze, a Delicje są jedne z moich ulubionych słodkości.
- No to całkiem jak u mnie. Dobra nie traćmy już czasu i zacznijmy.
- Cześć, znowu się spotykamy, nie? – odzywam się kiedy już do mnie dochodzi, że jednak los po raz kolejny skazuje nas na spotkanie.
- Co ty tutaj, u licha, robisz?! Dałem ci za mało kasy za tę bluzkę, czy jak? – pyta z lekka zirytowany.
- Nie, z bluzką wszystko jest okej.
- To nie rozumiem dlaczego mnie nachodzisz w moim prywatnym mieszkaniu! W ogóle, skąd miałaś mój adres?!
- Przyszłam na douczenie. To ja jestem statystykiem z Developresu. To mogę wejść czy to douczanie będzie się odbywało na klatce schodowej?
- Nie no jasne wejdź – mówi przesuwając się na bok, a ja wchodzę do przedpokoju mieszkania statystyka Resovii. Po lewej stronie na całej ścianie znajdowała się duża szafa z przesuwanymi drzwiami i lustrem, a kiedy się kończyła ściana było przejście na dalszą część mieszkania. Po prawej stronie drzwi prowadzące do kuchni i otwarty salon. Na wprost znajdowały się drzwi pewnie do łazienki – Nie spodziewałem się, że to będziesz właśnie ty.
- Lepiej powiedz, że nie spodziewałeś się, że to kobieta będzie statystykiem.
- Przyznam, że spodziewałem się tutaj młodego chłopaka, studenta wychowania fizycznego, który nie może zostać siatkarzem więc chce być od tej drugiej strony.
- Powiedzmy, że płeć się nie zgadza.
- No to w takim bądź razie wejdź dalej, do salonu – mówi wskazując na pokój po mojej prawej stronie, a ja wchodzę do salonu, który okazuje się być połączony z kuchnią. Widząc rozłożony sprzęt na stole podchodzę do niego – Już wszystko przygotowałem żeby nie tracić czasu.
- Przyniosłam nasz klubowy sprzęt.
- Wszystko na jednym?
- Nie stać nas na przynajmniej dwa laptopy z oprogramowaniem. Nie jesteśmy najbogatszym klubem w lidze tak jak Resovia – mówię stawiając torbę z laptopem na stole.
- Napijesz się kawy, herbaty czy czegoś zimnego?
- I co znowu na mnie wylejesz?
- Uh! Dziewczyno jakkolwiek masz na imię zrozum, że na co dzień nie jestem fajtłapą, który wylewa zawartość szklanki na kogoś czy na siebie. To, że cię kiedyś oblałem szkocką z lodem to był czysty przypadek. Zrobiłaś aferę na cały lokal, a twoje koleżaneczki tylko w tym pomogły.
- Oj nie wyolbrzymiaj sprawy.
- No dobra słyszało pół lokalu.
- Może mnie poniosło i nie mogłam zapanować nad tym co wygadują moje przyjaciółki, ale ty też mógłbyś uważać zwłaszcza, że w tym dniu było dużo ludzi w klubie.
- To oczywiście moja wina tak?!
- No sama sobie nie wylałam na bluzkę zawartości twojej szklanki, a jak planowałeś sobie, że tym tanim chwytem mnie poderwiesz to się grubo myliłeś.
- Nie schlebiasz sobie? Poderwać, dobre sobie. W momencie kiedy się potknąłem zobaczyłem cię pierwszy raz.
- Przepraszam – mówię po dłuższej chwili wymiany spojrzeń typu „zginiesz marnie”.
- Za co?
- Za to, że na ciebie tak napadłam w klubie, za moje przyjaciółki i za to co powiedziałam przed chwilą. Przepraszam.
- Przeprosiny przyjęte. Zacznijmy jeszcze raz – mówi podchodząc do mnie – Michał Gogol, ale wszyscy mówią na mnie Mieszko – odpowiada po czym wyciąga dłoń w moją stronę.
- Berenika Pawłowska – odpowiadam podając swoją dłoń, a on zamiast ją lekko uścisnąć podnosi do ust i całuje moją dłoń. Chyba go trochę źle oceniłam przy pierwszym spotkaniu, bo takiej kultury osobistej brakuje w obecnych czasach wielu mężczyzną.
- To co się napijesz?
- Poproszę zieloną herbatę jak masz, a jak nie to może być zwykła.
- Zielonej nie bardzo, ale mam jakieś smakowe.
- W takim razie obojętnie jaką – odpowiadam, a on przechodzi do aneksu kuchennego. Za ten czas co go nie będzie mam nadzieje, że się rozłożę z tym sprzętem, który przy tym co leży na stole jest dobry dla juniorskiej drużyny, a nie klubu, który ma aspiracje gry w najwyższej lidze. Po pięciu minutach wraca do salonu z tacką na której ma dwa parujące kubki i cukierniczkę – No proszę nawet kubek z herbatą serwuje mi z logiem Resovii.
- Wiele rzeczy mam z klubowym logo.
- Nie mów, że nawet szczoteczkę czy pościel masz z logo klubu w którym pracujesz.
- A chcesz się przekonać?
- Nie!
- Głupio to zabrzmiało.
- No raczej. Lepiej zajmijmy się tym po co tu przyszłam. Szkoda twojego i mojego czasu.
- Tak zaczynajmy – odpowiada kiedy ja siadam na jednym z krzeseł po czym wyciągam moje notatki z kursu, które może będą przydatne. Przypominam sobie o Delicjach, które zakupiłam przed przyjściem tutaj.
- Nie lubię przychodzić do kogoś bez niczego dlatego kupiłam coś dla milszego przyswajania wiedzy – mówię kładąc ciastka na stole, a on się uśmiecha siadając obok mnie na stołku – Co się tak uśmiechasz? Wygłupiłam się czy to jakiś sponsor Resovii o którym nie wiem?
- Taa aż takiego parcia na szkło marketingowo to nie mamy.
- Nie lubisz Delicji?
- Lubię wszystkie słodycze, a Delicje są jedne z moich ulubionych słodkości.
- No to całkiem jak u mnie. Dobra nie traćmy już czasu i zacznijmy.
***
Michał
Na dzisiejsze południe
Kowal zaplanował trening, który będzie dla nas ostatnim sprawdzianem przed
niedzielnym meczem z Jastrzębskim Węglem. Będziemy co prawda grać na własnym
terenie, w naszej Twierdzy Rzeszów, która zawsze była dla nas dodatkowym atutem
i działała motywująco, ale zespół Bernardiego niejednokrotnie pokazał już, że
potrafi walczyć o swoje jak stado dzikich, wygłodniałych lwów. Musimy być
czujni na każdym kroku, zwłaszcza teraz, na początku sezonu, żeby nie zacząć
ligi od wpadki. Choć, jak to mówią: „nie
jest ważne jak zaczynasz, lecz ważne jest jak kończysz” – i może faktycznie
coś w tym jest, bo my właśnie w taki sposób dorobiliśmy się dwukrotnie tytułu
Mistrza Polski. Przypadek? Nie sondze.
Tak w gruncie
rzeczy, to my – Resovia – bardzo przyjaźnimy się z tymi pomarańczowo – czarnymi
Walczakami z Jastrzębia i nasze stosunki są naprawdę dobre, bo praktycznie w
każdej sytuacji możemy na siebie liczyć. Ale jak wiadomo, nasze relacje – to jedno,
a gra na boisku – to drugie. Tam musisz pokazać pokazać: kto jest lepszy, kto
zdobędzie upragnione trzy, bądź dwa punkty; kto odniesie zwycięstwo i zanotuje awans w głównej
tabeli i wreszcie – kto zdobędzie to najważniejsze miano w Plus Lidze. Ale do tego
jest jeszcze długa i wyboista droga, teraz koncentrujemy się tylko i wyłącznie
na dobrym starcie.
Właśnie siedzę
z moim przyjacielem przy stoliku, gdzie zwykle zasiadają komentatorzy Polsatu
Sport, i zagłębiamy się dobitnie w statystyki z przedwczorajszego sparingu,
jaki rozegraliśmy z Bate Borysow w Nowym Sączu. Imponujące jest to, że nasza
gra na środku z dnia na dzień znacznie się poprawia, a Wojtek Grzyb i Piotrek
Nowakowski notują na swoich kontach coraz więcej punktowych oczek, u których
widać ewidentny wzrost formy. Niestety nie można tego powiedzieć również o
Grześku Kosoku, który w dalszym ciągu boryka się z kontuzją małego palca u ręki
i na Sądecczyznę pojechał tylko w roli kibica; ale z tego, co zdążyłem
zauważyć, bawił się równie dobrze, jak jego koledzy na boisku i tak jak oni,
miał pełne ręce roboty. Dlaczego? – Był tak oblegany przez napalone dziewczyny,
że aż sam nie wiedział, której ma się najpierw podpisać na kartce czy koszulce,
a której zapozować do wspólnego zdjęcia. Jedna, ubrana w nasz Mistrzowski t-shirt,
to mu chyba nawet wpadła w oko, bo coś długo pisał tym markerem po zdjęciu,
które mu podsunęła. Może napisał jej swój numer telefonu? Albo adres? Cholera go
wie. Nie mniej jednak stwierdzam, że ta wysoka szatynka uwiodła jego serce, ale
to są oczywiście tylko moje odczucia…
Zająłem się
analizą gry przyjmujących i, nie wiedzieć dlaczego, przypomniała mi się
Berenika, jej wizyta w moim mieszkaniu i te kilka wspólnie spędzonych godzin –
naprawdę miłych godzin. Zapatrzyłem się w jeden punkt na hali i przed oczyma
miałem ją; jej piękny, śnieżnobiały uśmiech; jej nieskazitelną i opaloną cerę;
jej zafrasowaną minę, kiedy źle zapisała akcję w kodzie w Data Volley; i rzecz
jasna – jej duże, czekoladowe oczy, w których skrywała cały swój świat… Czułem,
że kąciki moich ust wyginają się w delikatny półksiężyc…
-
Mieszko! Orientuj się! – zawołał Ruszel.
- Co? Co się
dzieje? – zapytałem z lekka zdezorientowany, niczym w letargu.
- Próbuję się
z Tobą dogadać od dobrych trzydziestu sekund, drę się jak nienormalny, a Ty
nic! Normalnie, jakbyś był w innym świecie.
- Bo ja byłem
w innym świecie.
- Zakochałeś
się, czy co?
- Jeszcze nie.
– uśmiechnąłem się, lecz kilka sekund później żałowałem tego, co powiedziałem. Cholera,
trzeba było ugryźć się w język!
- Czyżby? –
uniósł prawą brew w zdziwieniu i spojrzał na mnie podejrzliwie.
– To znaczy
myślę, że przecież kiedyś na pewno się zakocham. – dorzuciłem szybko na
odczepnego.
- Dobra, i tak
wiem, że coś kręcisz. Wybacz, stary, ale mnie nie oszukasz.
- Zupełnie nie
wiem, o czym mówisz. – skwitowałem i pospiesznie wsadziłem nos między kartki i
udawałem, że zajmuję się swoją robotą.
- Chodzi o
nią?
- Co? O kogo?
O Balbinę? Nie, no przecież wiesz, że między nami wszystko jest skończone.
- Palancie, ja
nie mówię o tej gąsce Balbince!
- A o kim? –
nadal nie unosiłem głowy, tkwiąc wzrokiem w cyferkach i tabelkach.
- Podnieś w
końcu ten swój zakuty łeb i odwróć się w stronę barierek. I to szybko! –
poganiał mnie, jakby zobaczył, kurde, objawienie Matki Boskiej. Chcąc, nie
chcąc, przekręciłem czerep.
- Berenika?! Co
ona tu robi?
- Czyżbyś
znowu wylał coś koleżance na bluzeczkę? – żartował.
- Proszę Cię…
- zmierzyłem go chłodnym spojrzeniem; myślę, że nawet takim wręcz arktycznym.
- No, ale
zobacz, pofatygowała się przyjść na halę, żebyś oddał jej kolejną kasę. – drwił
ironicznie w dalszym ciągu.
- Ruszku,
przestań! Nic jej nie zrobiłem, przecież wiesz, że udzielam jej tylko
korepetycji. – ze szczególnym akcentem podkreśliłem wyraz „tylko”.
- No wiem, ale
pytam, czy przypadkiem podczas spotkania w Twoim mieszkaniu nie doszło znów do
jakiejś śmiesznej, dwuznacznej sytuacji.
- Jak Ci zaraz
dam dwuznaczną sytuację, to Ci para pójdzie z uszu, drogi kolego, szybciej niż
z gejzera.
- Dobrze, już
dobrze. Lepiej idź do niej i się ładnie przywitaj, bo zdaje się, że na Ciebie
czeka i właśnie macha do Ciebie ręką, zupełnie jak w tej słynnej piosence Happy
Endu – „Jak się masz, Kochanie?” – zanucił refren, żeby naświetlić mi temat,
jakbym tego szlagieru nie znał. A znałem, i to bardzo dobrze!
- Lepiej
zajmij się inwigilacją Jastrzębian. – rzuciłem z kąśliwym uśmiechem na twarzy,
podniosłem się z krzesełka i podążyłem w jej kierunku.
- Cześć,
Michał. – odezwała się pierwsza.
- Dzień dobry,
Bereniko. – uścisnąłem delikatnie jej dłoń. – Cóż to Cię do mnie sprowadza?
- Słuchaj, bo
ja mam taką nietypową sprawę… - ewidentnie coś ją gryzło i z tego całego
zdenerwowania nie wiedziała jak zacząć.
- Nie krępuj
się, mów śmiało. – zachęciłem ją uśmiechem i podparłem ręce pod boki oczekując
odpowiedzi.
- Bo widzisz…
Dostałam z klubu, starego jak świat laptopa i do tej pory wszystko działało jak
trzeba. Owszem, miał czasami jakieś chwile słabości i zawieszał się albo miał
spowolnione ruchy, ale generalnie szło na nim jeszcze pracować. A dziś rano
całkowicie odmówił mi posłuszeństwa i nie mam na czym zanalizować wyników dla
Developresu, które – de facto – miały być na wczoraj. – zażenowana spuściła
głowę, wywiercając wzrokiem dziurę w parkiecie.
- Kurczę, faktycznie
nieciekawa sprawa. Tylko nie bardzo rozumiem, co ja mam z tym wspólnego?
- Ja wiem, że
dopiero kilka dni temu się widzieliśmy, ale tak sobie pomyślałam, że może
byłbyś tak miły pożyczyć mi jeden ze swoich laptopów? Dzwoniłam do prezesa, ale
akurat jest na jakimś ważnym, służbowym wyjeździe i nie jest w stanie mi pomóc,
a i w klubie nikt nie wykazuje żadnej chęci. Każdy zasłania się tekstem, że nie
ma czasu wgrać mi „Data Volley” na
mojego prywatnego laptopa, że się na tym nie znają, że to, że tamto… Byłam już
na skraju załamania, bo obiecałam trenerowi analizę, a tymczasem ja nie mogę
jej nawet w żaden sposób zrobić. I tak sobie pomyślałam, że skoro Ty masz tyle
komputerów…
- Nie widzę żadnego
problemu. – odezwałem się, przerywając jej monolog. - Co prawda będę musiał
skorzystać z takiego jednego programu, który mam zainstalowany tylko na jednym
sprzęcie, a który będzie również przydatny Tobie, ale to najwyżej zrobię
następnego dnia.
- Ale ja nie
chcę stwarzać Ci problemu, chociaż już i tak wiem, że to robię, zabierając twój
cenny czas na douczanie mnie… - naprawdę było widać na jej twarzy prawdziwe
zakłopotanie.
- Kiedy to dla
mnie żaden problem.
- Na pewno?
- Na pewno. Nic
się nie martw i niczym nie przejmuj. Ty potrzebujesz tego teraz bardziej, niż
ja.
- Michał,
dziękuję Ci bardzo! Jestem Twoją dłużniczką, i to podwójną! Uratowałeś mi życie!
– wypowiedziała z prędkością świetlną i, jakby z procy, wystrzeliła w górę i
ucałowała mój policzek. – Boże, przepraszam, nie powinnam była.
- Nic się nie
stało. – odparłem lekko zaskoczony, ale nie powiem, zrobiło mi się przez ułamek
sekundy ciepło, nie tylko na sercu… - Słuchaj, mam dla Ciebie taką małą
propozycję.
- Jaką?
- Usiądziesz
sobie tam koło mojego kolegi, Sergiusza – wskazałem ręką wspomniane miejsce – i
dziś mnie zastąpisz. Zaraz będziemy mieć trening, ja będę sędziował albo
podawał piłki, a Ty sobie poćwiczysz tą wersję oprogramowania. No, a
po treningu pojedziemy do mnie po laptopa, bo nie wziąłem go dziś ze sobą. Co
Ty na to? – spojrzałem na nią roziskrzonymi oczami, oczekując pozytywnej
odpowiedzi. Stała taka bezbronna i niewinna, zupełnie niczym Anioł.
- Ale naprawdę
mogę? – pytała z niedowierzaniem.
- Gdybyś nie
mogła, to chyba bym Ci tego nie proponował, nie? – uśmiechnąłem się dumny z
siebie.
- Sama nie
wiem.
- A masz coś
lepszego do roboty?
- Tak
właściwie, to nie.
- No to nad
czym się, dziewczyno, zastanawiasz?
- Bo w dalszym
ciągu nie wiem, dlaczego tak radośnie zareagowałeś na widok przyniesionych
przeze mnie Delicji.
- Może kiedyś
Ci opowiem. - na samo wspomnienie tamtej sytuacji, na mej twarzy zagościł
szczery uśmiech. – A teraz chodź, zapoznam Cię z tymi wszystkimi gadami.
***
Kristen: Od ostatniej publikacji minęły zaledwie dwa tygodnie więc póki co się wywiązujemy ze swoich postanowień noworocznych ;)
Patex: Tak, moje Drogie, Mieszko zaczyna okazywać swe zainteresowanie Berą. Ale co będzie dalej, nic nie zdradzimy! ;)
Generalnie, wiecie, że ten blog żyje swoim własnym życiem, nie? :P :D
<3
OdpowiedzUsuńOj Mieszko, ty kochliwy faceciku! :D Młoda stażystka zawróciła ci w głowie choć tak krótko się znacie... Początek tej znajomości był dość złośliwy, ale teraz może ich losy się odwrócą. No ale nie zapominajmy o Kubie, który dalej dzielnie walczy za nasz kraj i jest bądź co bądź bohaterem a równocześnie drugą połówką Bereniki. I tak szczerze mówiąc to nie chciałabym żeby coś mu się stało, bo to taki dobry i normalny człowiek, a nie "Zwykły" statystyk. Wiem, mam dziwne podejście no ale cóż, taka prawda :)
UsuńCałuję Was, S. :*
Mieszkowi dopiero przeszła złość na Berenikę a już zaczyna jej bardzo pomagać i powoli się w niej zakochuje;) Nie Spodziewalam się tego tak szybko. ;>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;D
Eh... musiałyście? Ja tu liczyłam na jakiś początek love story, a to się urywa w chili, gdy Mieszko się zakochał..., bo ja to już tak nazwę :D
OdpowiedzUsuńNo nic ;) Czekam na ciąg dalszy :*
Można powiedzieć ze pierwsze koty za płoty w ich znajomości. Juz się bałam że jak Ber naskoczyła na Mieszka w jego mieszkaniu że to się źle skończy i w ruch jeszcze talerze pójdą, ale przyznała się do winy ze w barze przesadziła i to oczyściło atmosferę. Brawa dla niej ze zwróciła się też do Gogola o pomoc, nie każdego na to stać. A sam Mieszko oj zawróciła mu statystyk w głowie bardzo szybko
OdpowiedzUsuńJak ja się cieszę, że oni tak szybko złapali ze sobą dobry kontakt w tym mieszkaniu, bo ja się z kolei bałam, że to Mieszko na nią naskoczy i będzie jeszcze większy bajzer, a tu proszę wszystko się wyjaśniło ;-)
OdpowiedzUsuńA ten nasz Michał, to jednak taka cicha woda :P Niby przypadkiem, a już aluzję puścił, żeby zaczęłi badać strukturę jego pościeli :P
Wiem jestem Głupia :P
Pozdrawiam :*
Mieszko szybko stracił głowę dla Ber, kochliwy jest:). Nie wiem jak to wygląda ze strony Bereniki ale ona ma faceta. Ciekawi mnie jak Wy wybrniecie z tego, bo nie wyobrażam sobie że mogłaby zdradzić chłopaka na misji pokojowej. No i ma nadzijeę, że go nie uśmiercicie:(
OdpowiedzUsuńKochane, wy to potraficie :-D naprawdę, wyczuwam u Mieszka więcej niż zainteresowanie, on wręcz zrobi dla Bereniki wszystko byle zaplusować i dobrze wypaść w jej oczach :-D
OdpowiedzUsuńA ona taka nieśmiała, bojaźliwa. Chyba tym urzekła Mieszka ;-) wyczuwam więcej lekcji, więcej.przebywania razem, no i ten pożyczony laptop ^^
Żeby mu któryś gad jej nie poderwał :-D
Pozdrawiam
Zauroczony Michał jest prze cudny *.* O matko, nie spodziewałam się, że tak szybko Berenika zawróci mu w głowie :D Cieszę się do ekranu laptopa jak jakaś psycholka :D
OdpowiedzUsuńMam już w głowie scenariusz: Kuba ginie za jakiś czas, Mieszko z Berą lepiej się poznają, Kuba ginie, statystyk ją wspiera i jest fajnie mimo tragedii xD moja zryta bania :D Znając Kryche to w życiu nie trafię w jej scenariusz :p A z Patką to nie wiem? Jeszcze aż tak super Cię z tej strony nie znam, lecz z racji, że piszecie razem to nie trafię :D
Czekam, niecierpliwie! :)
Ściskam Was :*
Szybko poszło, przynajmniej Michałowi. No ale to tylko zauroczenie, a nie prawdziwa miłość, więc wszystko toczy się naturalnie :D Cieszę się natomiast, że Berenika i Mieszko zrezygnowali z warczenia na siebie nawzajem, bo to byłoby nieznośne.
OdpowiedzUsuńNareszcie dotarłam i nadrobiłam. I żałuję, że tak późno!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że coraz lepiej się dogadują. I bardzo mi sie wydaje, że Kuba zginie, a Berka będzie załamana i na ratunek pojawi się kto?! Oczywiście Michał.
Całuję, Daja:*
Ach Mieszko jaki on fajnie zauroczony :D Cieszę się jak głupek :)
OdpowiedzUsuń